*****
Zawierucha recenzencka
związana z tym albumem już troszkę się uspokoiła, kurz opadł, a
Łabędzie lecą dalej. Ale jeszcze przed momentem, cóż to było za
poruszenie?! Omnomnom... Komorowski, Tusk i Kaczyński też mieli
własne zdanie na temat "To Be Kind". Dawno nie zanotowałem
takiego szumu przy okazji premiery wydawnictwa muzycznego.
Oczekiwanie na sygnały ze studnia, przecieki, a potem erupcja
związana z pojawieniem się materiału, który nie zawiódł. Tak, publikacja "To Be
Kind" jest wydarzeniem pierwszej wielkości. To porusza mnie
równie mocno jak sama zawartość muzyczna.
Pojawienie się "To
Be Kind", prócz doskonałej muzyki, gwarantuje słuchaczom
element nieobecny we współczesnym odbiorze muzyki rockowej czy też
okołorockowej (a może każdej?). Mam tu na myśli poruszenie,
którego próżno szukać przy okazji innych muzycznych zdarzeń. Z
niebytu wyłania się Swans, które serwuje rozgrzewkę w postaci "My
Father...", potem potężny "The Seer", a teraz równie
wielkie "To Be Kind". Czuć zwyżkową formę i ogólny wzrost zainteresowania.. Reaktywacja
wszech czasów? Możliwe... Ale jest coś jeszcze, mianowicie
możliwość obserwowania, jak funkcjonuje wielki zespół
nagrywający klasyczne płyty już w chwili ich wydania. To dzieje
się tu i teraz, niejako na naszych uszach. Jest ekscytacja,
wyczekiwanie, a materiał żyje w playerze znacznie dłużej niż
inne tegoroczne premiery. Dodatkowo sprzyjające okoliczności
sprawiają, że Swans nawiedza nas regularnie. Prezentują materiał,
słuchacze zauważają (bądź też nie) progres, wszystko in statu
nascendi. Można doświadczać tego na własnej skórze, w scenicznym
tyglu, znajdując się kilka metrów od sceny. To dopełnia wszystkiego. Na naszych oczach i
uszach stała się ta trylogia, którą można postawić chociażby
obok płyt King Crimson (etap od "Larks Tongues In Aspic"
do "Red") i która już w tym momencie ma swoje honorowe
miejsce w historii muzyki. Tak, uczestniczę w tym jako słuchacz i
widz i cieszę się jak dziecko, bo wiem, że nic na taką skalę
raczej się w muzyce nie przytrafi. Na kolana. A o muzyce poczytacie recenzjach kolegów.
Kwestionariusz:
1.
Najlepszy moment: To trwa i
trwa. I napięcie nie znika.
2. Najgorszy moment: Obcowanie ze sztuką nie jest najgorsze. Może być co najwyżej trudne.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Wyobraź sobie King Crimson na trasie koncertowej jesienią 1973 roku. Ty chodzisz na te koncerty, a potem kupujesz "Starless & Bible Black". O to mi chodzi.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: życiówki. Pod każdym względem.
6. Ciekawostka: Nie kupuję już płyt w dniu premiery, nie gonię za nimi po mieście. Za tą pobiegłem.
7. Na dokładkę okładka: Jest dużo lepiej niż ostatnim razem.
2. Najgorszy moment: Obcowanie ze sztuką nie jest najgorsze. Może być co najwyżej trudne.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Wyobraź sobie King Crimson na trasie koncertowej jesienią 1973 roku. Ty chodzisz na te koncerty, a potem kupujesz "Starless & Bible Black". O to mi chodzi.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: życiówki. Pod każdym względem.
6. Ciekawostka: Nie kupuję już płyt w dniu premiery, nie gonię za nimi po mieście. Za tą pobiegłem.
7. Na dokładkę okładka: Jest dużo lepiej niż ostatnim razem.