poniedziałek, 17 września 2012

34. Azbest: The Cruel Sea "Three Legged Dog"

The Cruel Sea - Three Legged Dog

* * * *

Zespół niby z Australii, ale zgadując po ich muzyce można by się pomylić. Grają jak rasowi Amerykanie, z południa w dodatku. Rasowy rock, i to taki po pachy unurzany w żyznym mule z delty Mississippi. Prosto, z charakterem i na temat, ale melodyjnie. Niech was tylko nie zmyli ta prostota i południowość. Panowie maja w składzie nie tylko klawisz, ale nawet i klawinet. Używają tych parapetów dość często choć z umiarem i nienatrętnie. Największa rolę odgrywają w instrumentalnych przerywnikach, w piosenkach ograniczają swą obecność do drugiego czy trzeciego planu.
Mimo klawiszy w składzie sednem płyty są łagodnie bujające kawałki oparte na niesłychanie grooviastej grze sekcji rytmicznej. Smaczku dodają im nienachalne bluesowe naleciałości. Muzyka jest niewymuszona i ociekająca wręcz luzem. Większość piosenek korzysta z podobnego patentu co sprawia, że płyta jest raczej jednorodna (na szczęście nie monotonna). The Cruel Sea jednak dla urozmaicenia co jakiś czas podrzucają coś innego, a to instrumentalny przerywnik, a to jakiś lżejszy kawałek jak na przykład „Save Me” czy „Too Late to Turn Back”. Ten ostatni jest o tyle ciekawy, że czuć go z lekka psychodelią. I nie jest to jedyna niespodzianka - na płycie gdzieniegdzie zafunkują, a czasem słychać wpływy muzyki surf (co z kolei nie musi dziwić – ta dzięki „Pulp Fiction” przeżywała wówczas swój renesans).
Siłą „Three Legged Dog” nie są wybite kompozycje, piosenki wpadające w ucho po trzech sekundach. Utwory są podobne do siebie i jak się rzekło w większości nie grzeszą zbytnią przebojowością. Na szczęście są wciągające, a wybrana formuła sprawia, że płyta wchodzi bezboleśnie. Przyznam, ze mnie kupili – lubię takie jednorodne płyty. Mam jednak świadomość, że nie każdemu ta płyta przypadnie tak do gustu. Płyta jest przyjemna i lekkostrawna, ale nie jest na tyle chwytliwa by przekonać każdego słuchacza.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment:
"Better Get a Lawyer", "Just a Man".
2. Najgorszy moment: po "Better Get a Lawyer" na koniec płyty trafiły cztery kawałki nieco słabsze od reszty.
3. Analogia z innymi element kultury: W "Anybody But You" rozważany jest kontrakt z diabłem co kojarzy się tyleż z doktorem Faustem co z Robertem Johnsonem.
4. Skojarzenia muzyczne: Tak najbardziej to Apteka.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: żłopanie bourbona.
6. Ciekawostka: Jak kangury to muszą mieć coś wspólnego z Nickiem Cave - przy płycie pomagali Tony Cohen i Warren Ellis, a nieco wcześniej robili trasę z Bad Seeds.
7. Na dokładkę okładka: Piesio jak u Alice in Chains, ale nie taki zdołowany. Co trafnie koresponduje z zawartością albumu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz