Ta odsłona nosiła roboczy tytuł „Założę się, że tego nie
znasz”, był on jednak nazbyt ryzykowny. Bo raz – zdaję sobie sprawę, iż nasze
wypociny są czytane przez osoby o znacznej wiedzy i rozeznaniu muzycznym,
nierzadko zresztą większym, niż dysponują sami autorzy. Dwa – w tak zwanej
dobie Internetu ciężko o projekty naprawdę nieznane, bądź znane tylko garstce.
Tak czy inaczej – zapraszam do małego przeglądu ciekawostek i mniej oczywistych
projektów wykonawców, których dobrze znacie. Może coś Wam się przypomni, może
coś ciekawego jednak odkryjecie? Jedziemy:
Bowiego znacie na pamięć. O Prokofiewie pewnie też
słyszeliście. A zetknęliście się z ich wspólnym poniekąd dziełem? Academy Award
Winner Alec Guinness i Academy Award Winner Peter Ustinov odrzucili propozycje
i rola narratora w tym opracowaniu symfonicznej bajki przypadła Davidowi. Jak
widać, nawet w jego berlińskim okresie można znaleźć optymistyczne wątki.
Że Bjork, zanim zaczęła karierę solową, śpiewała w
Sugarcubes – to fakt raczej znany. KUKL jest projektem jeszcze starszym,
bardziej chaotycznym, punkowym i wrzaskliwym. Swoista islandzka wersja
postpunku/gotyku.
Patrząc na skład personalny – chyba największa supergrupa w
dziejach rocka. Luzacki, przyjacielski projekt, w rolach głównych: George
Harrison, Tom Petty, Bob Dylan, Roy Orbison i Jeff Lynne, że o dodatkowych
muzykach sesyjnych nie wspomnę. Pozytywna i przyjemna historia.
Sebadoh – Bakesale (1994)
Sebadoh – Bakesale (1994)
Sebadoh to zespół numer dwa Lou Barlowa, na co dzień basisty
Dinosaur Jr. I twierdzę, że w najlepszych momentach wcale nie ustępował wiele
tej słynnej kapeli.
Albert Rosenfield – The Best Off (1995)
Albert Rosenfield – The Best Off (1995)
To były dobre czasy dla polskiego mocniejszego rocka.
Czterej basiści (w tym Titus i bracia Chrzanowscy) oraz Posejdon, perkusista
Closterkellera, chwyciło za inne instrumenty i zaserwowało kawał porządnej
muzyki, gdzie humor przeplatał się z odpowiednim ciężarem. Wprawdzie to na
drugiej płycie znajduje się hit „Tyle słoni w całym mieście”, ale jeśli mam coś
polecać, to zdecydowanie wolę debiut.
Three Fish (1996)
Three Fish (1996)
W złotej erze grunge’u aż roiło się w Seattle'owskim
środowisku od projektów pobocznych, udziałów gościnnych i różnorakich efemeryd.
Najbardziej dziś pamiętamy Mad Season, pewnie zresztą słusznie. Ale i Three
Fish, dowodzony przez Jeffa Amenta z Pearl Jam, może się podobać. Post grunge?
Psychodelia? Elementy world music? A zresztą szlag z etykietkami.
Madame – Koncert (1999)
Madame – Koncert (1999)
Chronologia trochę jest tu fałszywa, ale co ja poradzę, że
ten, dość kiepsko zarejestrowany, koncert został wydany trzynaście lat po
nagraniu? Zespół Madame jest jakoś tam kojarzony, ale przypominać go nigdy za
wiele, przynajmniej do czasu, aż ktoś wreszcie porządnie zbierze i wyda ich
rozproszone nagrania. Połowa lat osiemdziesiątych to najlepszy okres dla
polskiego odłamu zimnej i nowej fali, a Madame to czołowy jego przedstawiciel.
Najlepsza z muzycznych przygód Roberta Gawlińskiego – chyba żeby rozpatrywać
Wilki jako zespół, który nagrał wyłącznie debiutancką płytę. A jak jeszcze dodamy Sadowskiego na gitarze...
Beth Gibbons & Rustin Man – Out Of Season (2002)
Beth Gibbons & Rustin Man – Out Of Season (2002)
Zastanawialiście się kiedyś, jak brzmiałby głos Portishead,
gdyby wyciąć mu te wszystkie loopy i sample, i po prostu zostawić z melodią?
Otóż brzmi on właśnie tak. A tajemniczy Rustin Man to nie byle kto, tylko Paul
Webb, niegdyś gitarzysta Talk Talk.
Trent Reznor and Atticus Ross – The Social Network (2010)
Trent Reznor and Atticus Ross – The Social Network (2010)
No tak, to jednak nie jest nieznany projekt. Może i szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz