Skok w bok
dobra rzecz. Zwłaszcza w muzyce. Niesie on co prawda ze sobą sporo
niebezpieczeństw, ale jeśli uda się je pokonać, mogą powstać
rzeczy wielkie, albo po prostu urocze. I na takich historiach się
tutaj skupiam. Dodatkowo wskazuję zagadnienia raczej nie z pierwszej
linii popularności. Poniżej subiektywna dycha projektów mniej
znanych, w których maczali palce bardzo znani muzycy. Tekst został
uzbrojony w linki odsyłające do materiałów prezentacyjnych. Kto
ciekawy, niech zerka.
- Morawski Waglewski Nowicki Hołdys -
Świnie (1985)
Były
kiedyś takie czasy, że nazwisko Hołdysa nie kojarzyło się z
bucowaniem. Były kiedyś czasy, kiedy Waglewski po prostu grał, a
nie był wyznacznikiem dobrego smaku. To było bardzo dawno temu, ale
jednak było. Świnie.
- Pailhead - Trait (1988)
Fugazi
spotyka się z Ministry. Z dzisiejszej perspektywy raczej akcja nie
do pomyślenia. Nagrywają świetnego singla oraz doskonałą epkę i znikają. Tak jak
wiele projektów Jourgensena z tamtych czasów. Efemeryczność wychodzi czasem na zdrowie.
- Hissanol - 4th and Back (1995)
Andy Kerr,
mistrz wiosłowy z Nomeansno nagrywa album korespondencyjny ze
Scottem Hendersonem. Jeden z najbardziej paranoicznych materiałów jakie dane mi było słyszeć. Trzy lata później nagrywają drugą
płytę. Później Kerr niestety właściwie milknie... Szkoda.
- The Users - Nie idź do pracy (1999)
Brylewski,
Świetlicki, Kurtis, Trzaska, Tymański, Olter. Total. To nie powinno
działać, a jednak udało się. Koncertówka "Nie idź do pracy" to efekt wspólnej pracy, wypadkowa wszystkich osobowości, a przy tym jedna z mniej znanych i niestety
niedocenionych płyt. Warto by wznowić, bo płyta mi się zepsuła.
- Banyan - Anytime At All (1999)
Skromny
projekt Stephena Perkinsa z Jane's Addiction miał z założenia
chyba tylko lokalną siłę rażenia. Wystarczyło jednak, by
popełnić intrygujący album pełen luzu, swobody i naturalności.
- Steve Roach & Jeffrey Fayman With
Robert Fripp & Momodou Kah - Trance Spirits (2002)
Cios z kosmicznej otchłani połączony z chtonicznymi rytmami oraz podlany gęstymi dźwiękami soundscape. Płyta zimna, wyzuta z jakichkolwiek
ciepłych emocji, skrajnie pesymistyczna i uzależniająca. Trzeba do
niej wracać.
- Ataxia - Automatic Writing (2004)
Fru miał
wtedy mocny lot. Mało mu było macierzystej kapeli (z perspektywy
czasu widać dlaczego), więc wyładowywał się sam. Sam bądź z
kuplami. Tutaj pomagał mu Joe Lally z Fugazi i Josh Klinghoffer,
który wiele lat później zastąpił go w RHCP. Ataxia okazała się
projektem o nieco większej żywotności i popełniła aż dwa
długograje. Oba wypełnione kawałem wciągającej transowej muzyki
o charakterze improwizowanym.
- KTU - 8 Armed Monkey (2005)
Kiedy King
Crimson poszedł w odstawkę Trey Gunn i Pat Mastelotto pokumali się
z fińskim akordeonistą Kimmo Pohjonenem i na nowo zaczęli
penetrować lekko projeKctowe tereny. A że Pohjonen okazał się
osobowością na miarę Frippa, powstała płyta wybitna. Jedno z najważniejszych okołokarmazynowych wydawnictw.
- The Fireman - Electric Arguments (2008)
Dziwne
połączenie. Paul McCartney z The Beatles i Youth z Killing
Joke. Intymna, i pomimo wielu żywszych fragmentów bardzo stonowana
płyta. Płynąca gdzieś daleko, jakby trzecim torem. Lekko
melancholijna, odległa, głęboko podszyta bluesem. Jedna z ładniejszych.
- The High Confessions - Turning Lead Into
Gold With the High Confessions (2010)
Steve Shelley z Sonic Youth i Chris Connely znany z
wczesnego Revolting Cocks, a sporadycznie współpracujący z
Ministry pokazali, jak z ołowiu zrobić złoto. Pięć trasowych,
hipnotycznych kompozycji wbijających w fotel słuchacza. Wujek Al
mógłby się dziś od nich uczyć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz