poniedziałek, 16 grudnia 2013

67. pilot kameleon: Vacek bez Macek, vol. 3

****

To był dzień czerwonych lamp, ulica wyglądała barokowo. Jacek podjechał pod kamienicę swoim niebieskim Matizem. Nie czekał na nas długo. Zdawkowa rozmowa, szybka fajka i można jechać dalej. W sumie dobrze, bo kolory nieba nie wróżyły niczego dobrego. Szkoda tylko, że wnętrze samochodu pozostawiało sporo do życzenia. Śmierdziało starą rybą, podłoga była zasypana pogniecionymi papierami i puszkami po piwie. A jak wiadomo na świecie jest kilka rzeczy, które wonieją rybą i tylko jedna z nich to ryba. Nieźle. Dobrze, że to tylko pół godziny w tym syfie. Z Krakowa wyjechaliśmy bez większych problemów. Połączenie lipca i soboty zawsze sprawia, że ulice są właściwie puste. Kłaj zbliżał się nieubłaganie, albo może raczej my do niego. A tam ponoć coroczna apokalipsa fundowana przez rodzinę królika. Wyjazdówka na obcy teren zawsze dobrze robi. Zarówno gościom jak i gospodarzom. Tak też było tym razem. Chwilę po godzinie 18 zaczęło się schodzić towarzystwo. Mogę się mylić, bo półtorej roku już minęło od tamtych wydarzeń, ale chyba wiekowo mogłem być tam starcem. Co prawda przyuważyłem kilku bardziej leciwych, nie zmienia to faktu, że dwudziestki raczej dominowały. Świetnie, najlepiej.
Bez muzyki się nie obędzie. Plener. Kłajowy Ołpener. To był jeden z dwóch celów wyprawy. Bo pierwszy to najebka, która działa się niezależnie od tego, co odbywało się na tym uroczym podwórku. Nie pamiętam kto występował pierwszy, ale chyba był to Vacek. Chyba bankowo. Vacek jako duet. Perkusyjno-gitarowy, punkowy. Łysy wiosłowy drący się do mikrofonu, a za bębnami kolo, który przypomina wyglądem Johna Mayalla na wysokości roku 68. Dobre połączenie, wizualnie samo siada, choć daleko mi do lubowania się w chłopcach. Grają, chyba ze 40 kawałków, jeden po drugim. Szybkie, wolne, szorstkie, krzywe, prymitywne, głupie. To miejsce, ta muzyka, połączenie zgrabne, urocze. Do tego ktoś wyciągnął z garażu taczkę i woził na niej swojego kumpla. Pięćdziesiąt razy dookoła podwórka. A na końcu wyrzucił zawartość do kompostownika, który stał nieopodal starej jabłoni. Grali tak dobrą godzinę, może trochę dłużej, by potem ustąpić miejsca cover bandowi, który sadził Metalikę i coś tam jeszcze... W tym kontekście Vacek zjadł konkurencję. Dźwięk z głośnika szybko jednak ucichł. Sąsiedzi niestety nie docenili kunsztu i zaczynali straszyć policją. Był nawet wujek Johna Mayalla, który podobno powiedział mu, że jak towarzystwo się nie uciszy, to nie pomoże mu nawet rodzinne powinowactwo. Jak rzekł wujek Janusz, tak się stało.
Zaczęła się socjalizacja. Ludnie zgromadzone towarzystwo otoczyło kręgiem plemiennym ognisko. Ogień płonął, kiełbasa śląska piekła się na kijach, trunki lały się hektolitrami. Surrealistyczna atmosfera unosząca się nad tym wydarzeniem sprawiła, że pojawił się tam sam Blixa Bargeld. Jego wcielenie z czasów młodości, wychudzony blondynek, całe szczęście władający językiem polskim. Zakrzywiająca się czasoprzestrzeń odbierała uczestnikom biesiady umiejętność władania aparatem mowy. Wszelka równowaga się rozpraszała, powietrze stawało się coraz bardziej przeźroczyste. W pomieszczeniu gospodarczym obok dwóch chłopaków prowadziło dyskotekę, całowali się przy dźwiękach niewydanego jeszcze i nienagranego w tamtym czasie nowego Arcade Fire. Wycieńczony padłem na ratanową ławkę znajdującą się przed domem. Organizm dopominał się odpoczynku. Tyle wrażeń, trzeba było to przeanalizować pod zamkniętą powieką.
Obudziłem się chyba chwilę później. Telefon? Jest. Portfel? Ufff... Też jest. Coś jednak nie gra. Było słychać płacz i krzyki. Na podwórku stały trzy radiowozy i dwie karetki. Na środku podwórka leżały dwa rozczłonkowane ciała pozbawione głów. Muzycy Vacka nie żyli...

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: piwko jakie wtedy się lało.
2. Najgorszy moment: dzień po.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Kłaj był wtedy przez chwilę Jarocinem, Węgorzewem, Roskilde i Reading jednocześnie.
4. Skojarzenia muzyczne: ja też potrafię.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: urodzin bloga 67 mil.
6. Ciekawostka: Puszcza Niepołomicka, która rozpościera się w tamtejszej okolicy jest niezwykle urocza. Są tam jeże, sarny i dużo ptaków. Można się też zgubić, ale raczej w nocy.
7. Na dokładkę okładka: Świetna, najlepsza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz