****
To był dzień czerwonych
lamp, ulica wyglądała barokowo. Jacek podjechał pod kamienicę
swoim niebieskim Matizem. Nie czekał na nas długo. Zdawkowa
rozmowa, szybka fajka i można jechać dalej. W sumie dobrze, bo
kolory nieba nie wróżyły niczego dobrego. Szkoda tylko, że
wnętrze samochodu pozostawiało sporo do życzenia. Śmierdziało
starą rybą, podłoga była zasypana pogniecionymi papierami i
puszkami po piwie. A jak wiadomo na świecie jest kilka rzeczy, które wonieją rybą i tylko jedna z nich to ryba. Nieźle. Dobrze, że to tylko pół godziny w tym
syfie. Z Krakowa wyjechaliśmy bez większych problemów. Połączenie
lipca i soboty zawsze sprawia, że ulice są właściwie puste. Kłaj
zbliżał się nieubłaganie, albo może raczej my do niego. A tam
ponoć coroczna apokalipsa fundowana przez rodzinę królika.
Wyjazdówka na obcy teren zawsze dobrze robi. Zarówno gościom jak i
gospodarzom. Tak też było tym razem. Chwilę po godzinie 18 zaczęło
się schodzić towarzystwo. Mogę się mylić, bo półtorej roku już
minęło od tamtych wydarzeń, ale chyba wiekowo mogłem być tam
starcem. Co prawda przyuważyłem kilku bardziej leciwych, nie
zmienia to faktu, że dwudziestki raczej dominowały. Świetnie,
najlepiej.
Bez muzyki się nie
obędzie. Plener. Kłajowy Ołpener. To był jeden z dwóch celów
wyprawy. Bo pierwszy to najebka, która działa się niezależnie od
tego, co odbywało się na tym uroczym podwórku. Nie pamiętam kto
występował pierwszy, ale chyba był to Vacek. Chyba bankowo. Vacek
jako duet. Perkusyjno-gitarowy, punkowy. Łysy wiosłowy drący się
do mikrofonu, a za bębnami kolo, który przypomina wyglądem Johna
Mayalla na wysokości roku 68. Dobre połączenie, wizualnie samo
siada, choć daleko mi do lubowania się w chłopcach. Grają, chyba
ze 40 kawałków, jeden po drugim. Szybkie, wolne, szorstkie, krzywe,
prymitywne, głupie. To miejsce, ta muzyka, połączenie zgrabne,
urocze. Do tego ktoś wyciągnął z garażu taczkę i woził na niej
swojego kumpla. Pięćdziesiąt razy dookoła podwórka. A na końcu
wyrzucił zawartość do kompostownika, który stał nieopodal starej
jabłoni. Grali tak dobrą godzinę, może trochę dłużej, by potem
ustąpić miejsca cover bandowi, który sadził Metalikę i coś tam
jeszcze... W tym kontekście Vacek zjadł konkurencję. Dźwięk z
głośnika szybko jednak ucichł. Sąsiedzi niestety nie docenili
kunsztu i zaczynali straszyć policją. Był nawet wujek Johna
Mayalla, który podobno powiedział mu, że jak towarzystwo się nie
uciszy, to nie pomoże mu nawet rodzinne powinowactwo. Jak rzekł
wujek Janusz, tak się stało.
Zaczęła się
socjalizacja. Ludnie zgromadzone towarzystwo otoczyło kręgiem
plemiennym ognisko. Ogień płonął, kiełbasa śląska piekła się
na kijach, trunki lały się hektolitrami. Surrealistyczna atmosfera
unosząca się nad tym wydarzeniem sprawiła, że pojawił się tam
sam Blixa Bargeld. Jego wcielenie z czasów młodości, wychudzony
blondynek, całe szczęście władający językiem polskim.
Zakrzywiająca się czasoprzestrzeń odbierała uczestnikom biesiady
umiejętność władania aparatem mowy. Wszelka równowaga się
rozpraszała, powietrze stawało się coraz bardziej przeźroczyste.
W pomieszczeniu gospodarczym obok dwóch chłopaków prowadziło
dyskotekę, całowali się przy dźwiękach niewydanego jeszcze i
nienagranego w tamtym czasie nowego Arcade Fire. Wycieńczony padłem
na ratanową ławkę znajdującą się przed domem. Organizm
dopominał się odpoczynku. Tyle wrażeń, trzeba było to
przeanalizować pod zamkniętą powieką.
Obudziłem się chyba
chwilę później. Telefon? Jest. Portfel? Ufff... Też jest. Coś
jednak nie gra. Było słychać płacz i krzyki. Na podwórku stały
trzy radiowozy i dwie karetki. Na środku podwórka leżały dwa
rozczłonkowane ciała pozbawione głów. Muzycy Vacka nie żyli...
Kwestionariusz:
1.
Najlepszy moment: piwko
jakie wtedy się lało.
2.
Najgorszy moment: dzień
po.
3.
Analogia z innymi elementami kultury: Kłaj
był wtedy przez chwilę Jarocinem, Węgorzewem, Roskilde i Reading
jednocześnie.
4.
Skojarzenia muzyczne: ja też
potrafię.
5.
Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: urodzin
bloga 67 mil.
6.
Ciekawostka: Puszcza
Niepołomicka, która rozpościera się w tamtejszej okolicy jest
niezwykle urocza. Są tam jeże, sarny i dużo ptaków. Można się
też zgubić, ale raczej w nocy.
7.
Na dokładkę okładka: Świetna,
najlepsza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz