Z
małymi płytami rzecz ma się dziwnie. Anonsują coś, później są
wchłaniane przez płytę długogrającą, a ostatecznie znikają w
otchłani. Ale można zrobić z nich małe arcydzieła, jeśli tylko
taka wola u artysty i trochę szczęścia dopisuje. Mała dawka, a kopie mocniej niż możesz sobie
wyobrazić. Warunek konieczny? Nie dubluj materiału na długograju.
Nigdy.
Jeff
Buckley Live
at Sin-é
(1993). 26
minut 31 sekund. Pierwsze ważne wydawnictwo Jeffa Buckleya. Tylko on i
Fender Telecaster na scenie. Spory kawałek przed wydaniem Grace.
Koncertowych wydawnictw ma na koncie od groma, ale to tutaj osiągnął
wyżyny emocjonalnego zaangażowania bez popadania w nadmierną
egzaltację. Płyń daleko, Jeff...
Dead
Kennedys In
God We Trust, Inc.
(1981).
13
minut 54 sekundy. Po rewelacyjnym debiucie dowalili świetną epką z
przepyszną okładką. Pierwsza strona to bezlitosne czady w ilości
pięciu sztuk, druga to jeden pomnikowy czad w postaci Nazi
Punks Fuck Off
i sporo zwały w nowej wersji California
Über
Alles i
redneckim Rawhide.
Wzorzec.
King
Crimson VROOOM
(1994).
31 minut 3 sekundy. Kto wie, czy nie był to największy powrót do
świata żywych w historii całej muzyki rockowej. Sześcioosobowy
skład zagwarantował olbrzymie możliwości, które zostały
skwapliwie wykorzystane. THRAK
w
porównaniu z VROOOM
wypada
gorzej. Zrozum to.
Klan
Gdzie
jest człowiek
(1970). 11
minut 11 sekund. Epka z polskich lat 70? Szok normalnie. Kawał
freakowej muzyki zupełnie nie przystającej do tamtych smutnych
czasów. Tak nieprzystającej, jak nieprzystające jest o rok
późniejsze Mrowisko.
Z brzytwą na poziomki
i Automaty
rozdają karty.
Mars
Volta Tremulant
(2002).
19
minut 28 sekund. Pokaz
umiejętności miał miejsce kawałek przed De-Loused In The Comatorium. Co więcej, dzięki formatowi płyty Mars Volta
uniknęła swojego podstawowego grzechu: przegadania. Trzy utwory, w tym kąsający na końcu Eunuch Provocateur.
Dobra!
Mudhoney
Superfuzz Bigmuff (1988).
22 minuty 25 sekund. Firmy
Univox i Electro-Harmonix powinny dożywotnio im bulić kasę za
najlepszą reklamę sprzętu muzycznego.
Nomeansno
You
Kill Me
(1985).
19 minut 41 sekund. Pierwszy atak przypuszczony z Andym Kerrem na gitarze. Później skompilowali You Kill Me z długograjem Sex Mad i powstała
jedna z najważniejszych płyt Nomeansno. Tak zaczęła się złota
era w ich twórczości.
Pailhead
Trait
(1988). 24
minuty 2 sekundy. Święty spotyka grzesznika. Narkotyki i woda święcona. Razem tworzą tylko
jedną epkę, która wbija się w pamięć zarówno fanów Ministry,
jak i Fugazi.
Pixies
Come
On Pilgrim
(1987). 20
minut 28 sekund. Pierwsze
wydawnictwo będące wyrazem absolutnej dojrzałości tej formacji.
Poziom został utrzymany na kolejnych długograjach, choć są tacy,
którzy twierdzą, że takiej świeżości jak na Come On Pilgrim nie osiągnęli nigdy później.
Ścianka
Sława
(2001). 20 minut 59 sekund. Dwa
zwałowe kowery i dwa kowery poważne. Ściankowa wersja Tommorow Never Knows pokazuje to, czego nigdy nie ujawnili słuchaczom
Bitelsi. Wzorzec przeróbki oddającej charakter Ścianki i
zmajstrowanej z pełnym szacunkiem do oryginału.
Czasy wydawnictw są orientacyjne. A jeśli chcesz poznać listę rezerwową, skontaktuj się ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz