***
Z Osjanem jest problem.
Albo i go nie ma, bo może sobie wmówiłem. Bo teoretycznie jego
dorobek trzeba analizować w szerokim kontekście, który
uprawomocnia pewne działania i daje zgodę na to by się pojawiły.
Praktycznie jednak nie ma w tym momencie ani czasu, ani miejsca, ani
tym bardziej dociekliwości na to, by tak obszerne zagadnienie
przekuło się w naukowy elaborat. Wyrwę zatem Osjana z polskości,
lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, z PRLu i
przesadzę go w otaczającą pustkę współczesności. Bez
współczesności, tylko w moją pustkę.
Płyta w całości
upleciona jest z korzeni. Korzeni różnego pochodzenia. Daleki i
Bliski Wschód może śmiało sąsiadować z odblaskami celtyckimi.
Północ podaje sobie tutaj rękę z południem, Afryka z Azją.
Kłębowisko utworzone w ten sposób jest oczywiście niesamowicie
gęste, czasami wręcz odurzające swoim zapachem, ale jednocześnie
bardzo przeźroczyste. Za tą masą różnorakich odniesień i
wycieczek we wszystkie miejsca świata jednocześnie kryje się jakiś
eskapizm. Wyjście i pokazanie wszystkiego, co tylko przyjdzie
muzykom do głowy. Ale spoza głowy, kawałek od jej wnętrza. Nie
jest jednak to postawa radykalna. Bo ucieczkę w świat równoważy
tutaj duch improwizowanej muzyki, swobodnych relacji tworzących się
między muzykami w czasie rzeczywistym, tu i teraz. I jeśli nawet
wychodzą oni w świat, to jednak nie tracą ze sobą więzi, a nawet
słychać, że próbują ją nawiązać ze słuchaczem. Nieco
kontrolowane free. I gdzieś na tym połączeniu wszystko zaczyna
iskrzyć. I to jest najciekawszy element tej płyty. Ten abstrakcyjny
moment, w którym wszystko zaczyna się ze sobą układać w zgrabną
całość. Niestety z napięciem bez stabilizatora bywa różne.
Odbiorca bez stymulatora również jest niestały. Zbyt wiele świata,
za mało siebie, proporcja zostaje zachwiana. I dlatego choć „Roots”
zaciekawia, wciąga, to jednak w żadnym stopniu mnie nie uwodzi.
Nęcące zapachy świata nie są najwyraźniej przeznaczone dla mnie,
a improwizacja choć kusząca, jednak uzależniona zawsze od treści.
Wiele wspaniałych momentów nie przekłada się na doskonałą
całość. Warto jednak obwąchać ten fragment.
Kwestionariusz:
1.
Najlepszy moment: Improwizacja.
2.
Najgorszy moment: Możesz
oddzielić wszystko ze wszystkiego, a i tak zawsze zostanie element,
z którym nie wiadomo co począć.
3.
Analogia z innymi elementami kultury: Świat
to za mało.
4.
Skojarzenia muzyczne: wszystkie
muzyki świata w jednym miesjcu.
5.
Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: poranków
za biurkiem, popołudnia w pustym mieszkaniu.
6.
Ciekawostka: "Roots"
elegancko przegryza się z "Immunity" Jona Hopkinsa.
Przekładałem te płyty między sobą wiele razy. Trybiło.
7.
Na dokładkę okładka:
OS
Jan to prawie jak Mac OS.