
Asphyx "The Rack"
Potrafili się też rozpędzić, ale o sile tej płyty decydują cuchnące Hellhammerem morderczo powolne partie. Ich ciężar i miażdżące tempa sprawiają, że zacierają się granice między death metalem, a doomem. Szybsze części są nie tylko znakomitym urozmaiceniem ale przez kontrast podkreślają potęgę utworów.

Beherit "The Oath of Black Blood"
Na tle pozostałych płyt z mojej listy ta mocno się wyróżnia. Brzmienie do bani, kompozycje prostackie, umiejętności techniczne żadne, a okładka... Okładka coś w sobie ma. I na dobra sprawę to nie pełnoprawna płyta, ale składanka sprokurowana przez wytwórnię (tu zeznania są sprzeczne). Ale nic nie poradzę - lubię.


Celtic Frost - "Morbid Tales/Emperor's Return"
Jeden z kamieni milowych ekstremalnego metalu. Najbardziej widoczny jej wpływ jaki wywarli na powstanie death i black metalu. Równie (a może bardziej) istotne jest to, że nie bali się eksperymentując poszerzać ramy gatunku (choć nieraz prowadziło ich to na manowce - "Cold Lake"). A te miażdżące riffy! Aaaargh!

Darkthrone "Transilvanian Hunger"
Podczas gdy większość sceny postawiła na rozwój Fenriz i Nocturno Culto uderzyli w prymityw. Płyta zimna i majestatyczna jak Karpaty w samym środku zimy. Prościej i bardziej surowo bez popadania w śmieszność już się nie da. Regressive black - o tak!

Fear Factory "Demanufacture"
Muzyczna ilustracja konfliktu człowiek vs technologia. I wygląda na to, że człowiek przegrywa to starcie. Fear Factory stworzyli płytę-cyborga. Bezduszna i w dużej mierze sztuczna, ale przy tym zarazem piekielnie agresywna. I jak to bywa ten technologiczny terror niesie śmierć i zniszczenie.

Godflesh "Streatcleaner"
Na potęgę zrzynali ze Swans, ale udało im się stworzyć coś swojego. Hałaśliwe i ciężkie gitary oraz przypominający kafar automat perkusyjny sprawiają, że utwory są jak walec - miażdżący słuchacza powoli, ale nieubłaganie. Powstała ponura i przytłaczająca płyta.

Gorguts "Obscura"
Bezlitośnie brutalna płyta. I nie mam na myśli wyłącznie ciężaru czy agresji, choć tego nie brakuje. Pierwszy kontakt z tą płytą oszołamia. Kawałki są tak połamane, że ucho nie chce ich przyjąć. Dziwaczne rytmy sprawiają, że te połamane kawałki mają więcej wspólnego z teoria chaosu niż strukturą zwrotka-refren-zwrotka.

Mayhem "De Mysteriis Dom Sathanas"
Gdybym miał wybrać tylko jedną blackową płytę, to byłaby ta. Zimne gitarowe riffy, perkusyjne kanonady i nawiedzone zawodzenia splatają się w morderczą całość. Rozmachem i podniosła atmosfera też nie szkodzą tej płycie. Kwintesencja gatunku, i to nie tylko ze względu na związaną z nią historię.

Napalm Death "Scum"
Początkowo nie brałem tego nawet pod uwagę przy układaniu - przecież to panczur, nie żaden tam metal. Kiedy przekonałem się do jakiego stopnia nie kłaniała się ortodoksji reszta "redakcji"... Jak już wspomniałem punk, ale zagrany tak szybko, agresywnie i hałaśliwe, że etykietka ta przestała być adekwatna i konieczne stało się stworzenie nowej szufladki - grindcore.

Slayer "Hell Awaits"
Przy okazji debiutu pokazali, że choć brakuje im miłosierdzia to potencjału mają aż nadto. Przy "Hell Awaits" zespół okrzepł i nie potrzebowali już taryfy ulgowej. Wiedzieli czego chcą i jak tego dokonać - niszczyć. No i tutaj mamy jedno z najsłynniejszych zastosowań backmaskingu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz