Ocena: ***
Ponad dwa lata temu Acid Drinkers
odświeżyło patent polegający na zmontowaniu całej płyty wypełnionej
przeróbkami. „Fishdick Zwei –
The Dick Is Rising Again” miał przeryć dupska słuchaczy. Szerszej grupie
słuchaczy dogodził, mnie natomiast zawiódł właściwie na całej linii. Pierwowzór
z 1994 roku jest poza zasięgiem. Trudno. Z tego powodu wyczekiwałem na nową
płytę z autorskim materiałem. Przybudówka, jaka by ona nie była, nie może być
kluczowa przy ocenie obecnego poziomu tej grupy.
Nowa płyta od dwóch tygodni leży
na półce w każdym sklepie, jest oficjalnie dostępna do odsłuchu online, można
ją też wytargać z każdej „wypożyczalni” internetowej. Tylko się częstować. I
pierwszy wniosek jest taki, że nowy album mógłby mieć nieco rozszerzony tytuł. „La Part du Diable – Fishdick
Drei”. Spokojnie, bez nerwów. Kowerów tutaj nie ma. Całe szczęście. Jest za to
tak ogromna ilość autocytatów, że mogę śmiało napisać, że Esidzi kowerują
samych siebie. Może zatem tytuł „Acid Drinkers Meet Acid Drinkers”? W sumie
czemu nie? Miga „I Mean Acid”, są przebłyski „Acidofilii”, jest „High Proof
Cosmic Milk” oraz całą masa innych historii, które fan zespołu bez problemu
wskaże palcem. Dokładne wyliczenia można znaleźć w sieci. Słabe to, ale jednak
nie dyskwalifikujące. Może nie ma w tej chwili w zespole nikogo, kto chwyciłby
to wszystko za kark i postawił na nogi? Do tej pory robili to „drudzy
gitarzyści”. Yankielowi albo zabrakło odwagi, albo zwyczajnie mu się nie
chciało. Powyższe dwa problemy jednak poważnie rzutują na zawartość całej płyty.
Kilkanaście pieczołowicie
dokonanych odsłuchów pozwoliło przyzwyczaić się do takiego oblicza zespołu.
Niczym ono nie ujmuje, niczym nie zaskakuje, ale w gruncie rzeczy może się
nawet podobać. Niestety łysa trójczyna jest najwyższą możliwą oceną.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Pierwsze wejście bębnów w „Zombie Nation”. Potem jednak
wszystko siada.
2. Najgorszy moment: Wszystko to, co mogłem usłyszeć na wcześniejszych płytach
tego zespołu.
3. Analogia z innymi elementami kultury: „Fishdick” w 1994 roku pokazał mi klasykę rocka. W
momencie wydania tamtej płyty nie znałem żadnego pierwowzoru. Inicjacja została
dokonana dzięki poznaniakom.
4. Skojarzenia muzyczne: z Acid Drinkers. Ale niestety chodzi o gorszy aspekt
skojarzenia, czyli mało inspirujące autocytaty, które można nawet nazwać
autoplagiatami.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Jeśli słuchałeś tej kapeli przez ostatnie dwadzieścia
lat, to masz okazję na kilka klasycznych déjà vu. Ja od nich zaczynałem moją
przygodę z muzyką, zatem powspominałem sobie moją muzyczną drogę z Acidami i
bez.
6. Ciekawostka. Bez Litzy chyba grają już dłużej niż z nim. Jak ten czas
mija.
7. Na dokładkę okładka. Romantyczność? Szkiełko i oko? Acid Drinkers nie ma
ostatnio szczęścia do okładek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz