czwartek, 30 czerwca 2011

05. Basik: Jakszyk, Fripp and Collins, A Scarcity Of Moments

Jakko Jakszyk, Robert Fripp & Mel Collins - A Scarcity of Miracles - A King Crimson ProjeKct

Ocena: * 1/2

Wyobraźmy sobie, że Robert Fripp 30 lat temu odkrywa maszynę czasu i przenosi się do roku 2011. Gdyby wszedł do sklepu muzycznego i odsłuchał omawiane tutaj dzieło jego XXI wiecznego odpowiednika niechybnie dostałby spazmów, apopleksji i stracił chęć do życia. Dlaczego?
Albumy około-krimzonowe zawsze cechowały się wizjonerstwem na wielu płaszczyznach (kompozycje, technika, produkcja, koncerty). Nawet „słabsze” albumy nie spadały poniżej pewnego pułapu. Niestety nowa płyta muzyków KC rozczarowuje w każdym elemencie. Niby są soundscapes, jest ciepły bas Levina i równie legendarny Mel Collins, ale te elementy po prostu się tu nie sumują. Pod nazwami umieszczonymi na okładce płyty: „King Crimson” i „ProjeKct” (podwójne bluźnierstwo) czai się nudny neo-prog. Nieinwazyjna, gładka warstwa instrumentalna nie wywołuje najmniejszych emocji poza rozdrażnieniem. Te utwory snują się donikąd. Kolejną sprawą jest wokalista Jakko Jakszyk z niby zwiewnym, ale jakże irytującym głosem, który nie jest w stanie zaśpiewać nawet jednej melodii, którą można by zapamiętać. To nie jest śpiew – to jest ziewanie do mikrofonu.
Zawsze miałem Frippa za gościa bezkompromisowego, nieoglądającego się za wyświechtanymi trendami muzycznymi. Ten człowiek kroczył w awangardzie, a teraz pokazuje, że goni tyły za Pendragonem i mistrzami new age’owej „muzyki relaksacyjnej”. Pomimo moich wynurzeń nie będę się dziwił, jeśli ta płyta odniesie jakiś sukces. W końcu fanów eterycznego i elegancko zapakowanego art-rocka nie brakuje.
1. Najlepszy moment: Saxy w połowie „Secrets”. Pewna dramaturgia pojawia się też w „Other Man”.
2. Najgorszy moment: pierwsze 44 minuty albumu (z małymi wyjątkami).
3. Analogia z innymi elementami kultury: Termin wyciągnięty z ekonomii, czyli „Scarcity” oznacza w ogólności niedobór. Jakże trafne!
4. Skojarzenia muzyczne: Amirian i Szadkowski
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa: Do filmu o waleniach. Ewentualnie thriller erotyczny z lat osiemdziesiątych.
6. Ciekawostka: Na początku lat osiemdziesiątych zanim reaktywowany King Crimson zaczął występować pod tą właśnie nazwą, grywał jako „Discipline”. Robert Fripp po pierwsze dbał o renomę zespołu po drugie nie chciał odcinania kuponów od legendarnej przeszłości. Tak było 30 lat temu. Great Deceiver.
7. Na dokładkę okładka: Nie jestem fanem tej stylistyki ale nie ukrywam, że bezwiednie kojarzy się z KC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz