niedziela, 27 października 2013

64. Azbest: Neuma "Weather"

Neuma - Weather
 *****

Opowieść bez większego trudu mogłaby zacząć się w połowie lat osiemdziesiątych i zawierać listę rozlicznych dokonań muzycznych Roberta Sadowskiego. Ponieważ jednak w Neumie nie grał więc udam, że nie istniał.
Debiut Neumy nieco rozczarowywał w stosunku do Kobonga, jednak sam w sobie był całkiem przyjemnym kawałkiem uroczo godfleshującej muzyczki. Oczywiście podobieństwo było raczej powierzchowne i nie wykraczało zbytnio poza sferę brzmieniową. Muzyka miażdżąca, ale mniej sformalizowana i transowa. Wydany trzy lata później album "Weather" kontynuował ścieżkę wytyczoną przez zespół na debiucie, ale w znacznie zmienionej i rozwiniętej formie. I trudno się dziwić zmianie - z pierwotnego składu pozostał jedynie jeden muzyk - Maciej Miechowicz. Zmiana nie ograniczyła się jedynie do wymienienia sekcji rytmicznej. Nowym nabytkiem został saksofonista Aleksander "To T.Love chciał grac ze mną" Korecki. W pierwszym momencie pomysł ten mógł wydać się dziwny, jednak już na debiucie Neumy można było usłyszeć saksofon, choć jedynie jako ozdobnik.
Muzyka na "Weather" wciąż jest ciężka, ale w nieoczekiwany sposób. Płytę wypełniają transowo wijące się niczym wąż, basslitosnie sunące przed siebie utwory. Podstawą jest gęsta, postpunkowo nerwowa sekcja. Perkusista gra niczym Stanier - bez mocnego pierdolnięcia, ale niebanalnie. Dobrze się z nim komponuje dudniący, niebojący się klangu bass. Obecność gitary jest mocno zmyłkowa. Z rzadka wygrywa jakieś rozpoznawalne riffy czy służy jako narzędzie tworzenia melodii. Zazwyczaj rozpływa się w tle wydobywając z siebie nieokreślone dźwięki. Siłą rzeczy sprawiło to, że bardziej wyeksponowane zostały partie saksofonu – raz nadające kawałkom psychodelicznej głębi, raz uderzające kąśliwym dźwiękiem.
Intrygujące brzmienie oraz luźne quasi-improwizowane struktury utworów sprawiają, że druga płyta Neumy bardziej kojarzy się z free jazzem niż tradycyjnie rozumianym kanonem ciężkiej muzyki. „Weather” to gęsta, skoncentrowana magma dźwięków. Wniknięcie w ten gąszcz nie jest łatwe przy pierwszym kontakcie i słuchacz musi zainwestować nieco uwagi w kontakt z tą płytą. Na szczęście wysiłki te są opłacalne. Neumie udało się nagrać płytę nie tylko oryginalną, ale również mogąca sprawić słuchaczowi masę radości. Jedna z lepszych płyt nagranych w XXI wieku.
I na koniec warto dodać, że dwóch utworach odgłosy paszczą (bo nie ma możliwości nazwania tego śpiewem) wydaje z siebie gość w postaci Kostasa Georgakopulosa - bardziej znanego jako lider Kostas New Progrram. Samo w sobie, nie jest to interesującą informacją, ale... O ile kilka lat nieaktywności Neumy każe przypuszczać, że kolejnej płyty się nie doczekamy, nie jest to jeszcze koniec tej historii. Od kilku lat Korecki i Miechowicz grają w Kostas New Progrram. Trudno więc uniknąć skojarzenia z użytym przez Pynchona jako motto "Tęczy Grawitacji" cytatem z Wernhera von Brauna (Za młodu pułkownik SS wykorzystujący robotników przymusowych do pracy nad V-2. Po wojnie ustawił się w NASA i współpracował z Disneyem. Dziwny jest ten świat.) - "Natura nie zna unicestwienia, lecz jedynie przemianę".

Kwestionariusz: 
1. Najlepszy moment: Gdy kiedyś zostaną docenieni będę mógł powiedzieć - słucham ich od zawsze.
2. Najgorszy moment: Refleksja, że więcej już nie będzie.
3. Analogia z innymi element kultury: Instrumentalna. A tytuły utworów dają taka swobodę interpretacji, że cokolwiek. 
4. Skojarzenia muzyczne: Gdyby to Davis poskładał Painkiller, a nie Zorn? 
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Cyberpunk jakiś.
6. Ciekawostka: Nakład płyty już wyprzedany i na rynku wtórym płyta nie osiąga co prawda cen Kobonga, ale i tak nieźle sobie radzi.
7. Na dokładkę okładka: Też Miechowicz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz