poniedziałek, 14 października 2013

63. pilot kameleon: A Tribe Called Quest, The Low End Theory



****

Zadanie domowe trudne. Bo jak tu się mądrować, skoro znajomość zagadnienia mizerna? Nie do końca jednak. "The Low End Theory", wydane w 1991 roku przez A Tribe Called Quest, to kawał ponadstylistycznej wolty, która choć z rapem ma wiele wspólnego, to jednak wyskakuje z tej podziałki elegancko i staje się czymś o wiele bardziej apetycznym dla zwykłego zjadacza chleba. Tyle tytułem wstępu.
Zawartość albumu skrótowo i tendencyjnie rozpinam pomiędzy czterema filarami. Puls, bas, groove, rytm. Cztery elementy składowe tego albumu, to baza i esencja "The Low End Theory". A nad nimi jest jeszcze coś, co łączy w całość te wymienione wcześniej elementy: muzykalność. Wszystko to przejawia się nie tylko w warstwie rytmicznej, jeno w każdym aspekcie dźwiękowym tej płyty. Każdy dźwięk, wszystkie sample dobrane tak, żeby bujało. Bo jak inaczej? Skoro tłusty kontrabas wylewa się z głośnika, bęben choć prosty również naoliwiony. Do tego rytmiczne rapsy, które brzmią cholernie muzykalnie. Nie szybkostrzelna nawijka, tylko wyważone i fajnie zrytmizowane partie wyrzucane przez osobników o niezwykle ciekawych głosach. No i to wszystko obudowujemy smakołykami, które pełnią równie istotną rolę co wspomniane przed momentem części składowe. Saxy, trąbki, klawisze, gitary, sample... Nie ma się co oszukiwać, pod tymi wszystkimi nawijkami i rytmami kryją się również piosenki. Wpadające w ucho, są melodyjne. Umiejętne połączenie tego wszystkiego gwarantuje niezwykle klimatyczną produkcję. Ponadstylistyczną, ugotowaną na rapowej bazie, z potężnym dodatkiem jazzowych przypraw, ale pełną wycieczek w świat soulu, czasem dubu i rocka. Otwarta głowa twórcy i odbiorcy to podstawa. Świetna, niezwykle kolorowa muzyka do przełamywania własnych ograniczeń. A pisanie ostatecznie wyszło bardzo gładko, choć niezbyt rozwlekle. Ale to w końcu rozpoznanie przy którym nie ma co kozaczyć.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Basy.
2. Najgorszy moment: 1. Truizmy zawsze dobre. Nie ma złej muzyki, są tylko źli wykonawcy. 2. Świetnie się słuchało, trudno się pisało.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Black Nr. 1?
4. Skojarzenia muzyczne: Rapsy łamane jazzem. Na wysokim poziomie.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: zakupu kontrabasu.
6. Ciekawostka: Kiedyś siłą zostałem zmuszony do słuchania tego albumu. Przy okazji tej recenzji presja się powtórzyła. Wreszcie zażarło tak jak powinno.
7. Na dokładkę okładka: Black Nr. 1?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz