Ocena: * * * 1/4
"Phobos". Druga płyta nagrana przez Voivod jako trio i do tego z wokalistą
Erikiem Forrestem. Przyznaję bez bicia, że ten ponad 6. letni okres w karierze
zespołu uważam raczej za najmniej emocjonujący.
Voivod już na początku lat 90.
mógł poszczycić się najlepszym materiałem w całej dyskografii. Cztery albumy
popełnione przez skład z Forrestem mogą co najwyżej wylizać stopy takim kolosom
jak "Dimension Hatross", "Killing Technology" czy "Nothingface". "Phobos" jednakże jawi
się, jako najlepszy pomiot sześciorękiego Voivoda.
Wraz z uszczupleniem kadr, już na poprzedzającej płycie, muzyka zespołu
uległa gwałtownemu przeobrażeniu w kierunku większego ciężaru. Na Phobos najbardziej
oczywistym punktem stycznym z przeszłością jest „kosmiczny” anturaż, w którym
osadzono utwory jak i layout wydawnictwa (znów ozdobiony kiczowato –
intrygującą ilustracją perkusisty grupy).
Muzyka na "Phobos" jest jak agresywna i
kleista ciecz z trudem przesączająca się przez głośniki. Gitarowy styl
Piggy’ego jeszcze daje się tu rozpoznać pomimo rozmycia i drastycznego
spowolnienia riffów. Tematy gitarowe, może już nie tak szalone jak kiedyś,
czerpią wyraźnie z tych samych harmonicznych wzorców. Najsłabiej wypada
wokalista. Jego pomysł na śpiew to rasowe duszenie kreta na jedną nutę. Przetworzenie
i zniekształcenie głosu na sposób humanoidalno-cybernetyczny nie urozmaiciło
go na tyle, na ile powinno. Słuchanie tej - właściwie jednej przez wszystkie
utwory - linii wokalnej to niezła udręka. Na szczęście wokalnych popisów nie ma zbyt
wiele, a przy okazji można poczuć jak dużo do zespołu wnosił oryginalny
wokalista Denis „Snake” Belanger (na szczęście powrócił do składu).
Bardzo
dobrze prezentują się za to wątki instrumentalno-ilustracyjne dające wrażenie
obcowania ze ścieżką dźwiękową do klaustrofobicznego horroru sf. Sprzężenia,
trzaski, pojedyncze akcenty, głębokie pogłosy, gitarowe drone’y to coś, dla
czego warto sięgnąć po "Phobos". Całość jednak wydaje się zbyt monotonna, a
chwilami wręcz nudna jak na zbyt częste rozkoszowanie się jej zawartością.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: fragmenty
instrumentalne np. z "Phobos" czy "Bacteria"
2. Najgorszy moment: wokale i męcząca uszy metalowa zamuła.
3. Analogia z innymi element kultury: Fobos
to zarówno nazwa księżyca, mitologiczne uosobienie strachu jak i dobra nazwa na
firmę handlującą sprzętem elektronicznym.
4. Skojarzenia muzyczne: krzyżówka
Ministry z drugiej połowy lat 90. ze starym dobrym Voivodem. Chociaż to
bardziej skojarzenie w kategorii: „chciałbym, żeby tak to brzmiało”.
5. Pasuje
jako ścieżka dźwiękowa do: twój statek kosmiczny uległ zniszczeniu, ocknąłeś
się na obcej planecie - samotnie. Drugi pilot nie żyje. W zasobniku zostały Ci
tylko dwa suchary i klucz francuski. Komunikator jest zupełnie rozbity. Wydaje
Ci się, że kątem oka widzisz nieludzki, z wolna posuwający się w Twoją stronę
cień.
6. Ciekawostka: Astrofobia to strach przed gwiazdami i przestrzenią
kosmiczną.
7. Na dokładkę okładka: Ja akurat lubię te szkarady.
W PRLu były jeszcze buty narciarskie Fobos... Ale chyba lepiej nadawały się do przyduszania kreta niż do nart:-)
OdpowiedzUsuńFabos, man! I istnieją po dziś dzień.
OdpowiedzUsuń