**1/2
Edek Kowalczyk wraz z zespołem
Live przerył nieboskłon raz, ale za to dość skutecznie. Osiem milionów
egzemplarzy szkolniackiej muzyki wtargnęło pod wiele strzech. Kilka sztuk
dotarło nawet do naszego kraju. Fanowania wielkiego nie było, ale ci którzy
usłyszeli „Throwing Copper” w epoce do teraz wypowiadają się o tej płycie z
szacunkiem. Wiadomo, młodość ma swoje prawa. Ja niestety nie należę do grona
szczęściarzy, którym dane było przeżywać rozterki sercowe przy tej muzyce. Z
tego powodu wielkich rozkoszy i maratonu wspomnień podczas odsłuchu nie było. Właściwie
to mało co było.
Licealny rock proponowany przez
Live próbuje podrapać czytelnika. Bardzo ciężko to zrobić, kiedy paznokieć
obcięty i na dodatek wyszlifowany. Brudu czy zadziora nie ma. Trójka na maturze
z języka polskiego to nie tragedia, a to że dziewczyna odeszła ze sportowcem z
AWFu też można przeżyć. A co gdyby dostawiał się do ciebie szatniarz Waldek?
Albo pies? Jeden z utworów nosi tajemniczy tytuł „T.B.D.”, co w naszym języku
poetycko klasyk przetłumaczył jako „Tobie będzie dobrze”. Można i tak. Kowalczyk
i jego Live wydaje się znajdować w momencie przejściowym. Już nie młodziak, ale
jeszcze nie dorosły. Zarost miękki, ale dobrze, że jest. Ekstrakt z R.E.M.,
popowe ciągoty, melancholijne nawalanie w przyciszonego Fendera robi jednak…
smutne wrażenie. Miałki produkt, letnie uczucie, trochę ci nie wierzę. Oczywiście wszystko to mierzone miarą połowy lat 90. ubiegłego wieku, kiedy świat wyglądał zupełnie inaczej. Mimo wszystko na "Throwing Copper" się nie łapię, ale mam pełną świadomość dlaczego tak jest. Wyrzuć swoje życie z
muzyki, a muzykę ze swojego życia. Potrafisz? Ta płyta nie jest jednak taka straszna jak napisałem. Niestety nie mam odpowiednich predyspozycji. A miało być o muzyce.
Czyż nie jest? Dead or aLive? Dead.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Po wykrzyczanych w szale słowach „motherfucker”
w utworze „Stage” wpada całkiem niezłe solo gitarowe, a ending w „White,
Discussion” też całkiem niezły.
2. Najgorszy moment: W dniu, w którym powstała
recenzja najpierw słuchałem Jeffa Buckleya „Sketches For My Sweetheart Drunk”,
a potem Pink Freud „Horse & Power”. Live nie wychodzi z grupy.
3. Analogia z innymi elementami kultury. Ameryka też się sypie, to osobny rozdział.
4. Skojarzenia muzyczne: R.E.M., Alanis Morissette.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: klasa IIb i
IIId.
6. Ciekawostka. Kiedyś chciałem kupić ten album. Niewygórowana
cena hipnotyzowała. Anioł jednak nie pozwolił wrzucić płyty do koszyka.
7. Na dokładkę okładka. Świetna! Groteskowe postaci
nad krańcem ich rzeczywistości.
Pierdol się chóju
OdpowiedzUsuńDzięki, cały czas myślę o Tobie.
Usuń