
***1/2
Z tuszy po Zappie można wyciąć kilka rodzajów mięsiwa. W
różnej ilości i różnej jakości się rozumie. Jest dużo pysznych połaci reprezentowanych
przez pierwsze płyty nagrane z Mothers Of Invention, są jazzrockowe smakołyki z
okolic „Hot Rats”, które wykształciły się później w odrębną i najpyszniejszą
część dorobku artysty. Osobnym gatunkiem mięsa jest muzyka klasyczna. Która
może i jest pyszna, a może wcale taka nie jest. Kwestia smaku oczywiście. I Zappy
oczywiście. Koncertówki? Uuuu… Wykroić można ich całą masę. Z różną zawartością
i różną jakością. Jest i chuda polędwiczka, zdarza się i głowizna, są też
racice. Do tego trzeba dorzucić trochę materiału z muzyką o humorystycznym
charakterze. Trochę? Może ona oczywiście przerastać inne wymienione już tkanki
i właściwie stanowić o smaku całego dorobku. Mięsna analogia nie jest pełna, bo
nie ma nic o podrobach czy też elementach nieczystych, ale chyba dobrze
wprowadza w zagadnienie. „The Man From Utopia” z 1983 roku to płyta wyrastająca
z pnia pastiszowego. Ma być zwała. A czy faktycznie jest? A jest.
Okładka jest cienka jak kompot z desek. Uff… Całe szczęście
Zappa na tej płycie nie męczy buły. Jest co prawda gruba polewa o konsystencji
i smaku typowym dla lat osiemdziesiątych ale zawartość w bardzo wielu fragmentach
sama rozpływa się w ustach. Dużo na „The Man From Utopia” tekstów. Libretto
zawiłe i długie. Zreferowane jest śmieszne, czasem nawet bardzo. Literackie
tłumaczenie miało zostać dostarczone wraz z egzemplarzem recenzenckim, ale jak
zwykle ktoś się nie postarał. W ostatecznym rozrachunku zostaje zatem muzyka. A
tutaj mamy kiermasz i odpust w jednym miejscu, czyli dla każdego coś miłego,
choć zdarza się też cepelia. Są lata pięćdziesiąte, są i lata osiemdziesiąte, a
i jazzrock się znajdzie, choć nieco odmienny od tego klasycznego. Stylistyczny
surfing podlany został charakterystycznym głosem lidera, który czasem zalatuje
zboczeńcem pierwszego sortu. Takiego co to w płaszczu po parku paraduje. Dobra,
jakbym się nie wzbraniał, to miks tego humoru i tej muzyki zdecydowanie mi
dogadza. A że ponad lata 80. w dorobku Zappy przedkładam te wcześniejsze, to i
ocena jest taka a nie inna.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: „Sex”. Teoretycznie zawsze powinien
być świetny.
2. Najgorszy moment: W praktyce wcale nie musi taki być. Wtedy jest najgorszy
moment.
3. Analogia z innymi elementami kultury. Stany Zjednoczone lat 80. XX wieku.
Zappa w komisji, Zappa w sądzie, Regan prezydentem, Biafra nie lubi MTV, Kurdt
Cobain zakłada Nirvanę, metal u fryzjera, czuć ferment wszechogarniający.
4. Skojarzenia muzyczne: Zappa. Frank Zappa. Frank
Vincent Zappa Jr. Porównywać go z kimkolwiek innym to jak policzek dla niego
oraz dla porównującego.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Na imprezę.
Na następnej jaką zorganizuję będzie w rozpisce obowiązkowej.
6. Ciekawostka. Kilka lat temu legendarny krakowski
perkusista Mat Buffalo aka Ringo Star (Mikirurka, Sertyżur) prowadził internetową
audycję „The Dangerous Kitchen”. Byłem jedną z czterech osób, która jej
regularnie słuchała. A dobre to było.
7. Na dokładkę okładka. Ale ściek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz