niedziela, 1 kwietnia 2012

24. pilot kameleon: Dodo Resurrection, Nostradamus


Ocena: ***2/3

Brytyjski rock lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych cały czas potrafi zaskakiwać. Wydawać by się mogło, że żadna niespodzianka słuchacza spotkać nie może, gdyby nie pewien na poły legendarny, owiany tajemnicą i zupełnie niedostępny album zespołu Dodo Resurrection. „Nostradamus” od lat jest obiektem westchnień nie tylko fanatycznych kolekcjonerów, ale też co bardziej dociekliwych słuchaczy. I słusznie, bo to niezwykle ciekawa płyta, choć o jakimkolwiek odkryciu prochu nie ma mowy.
Posępne brzmienie dominujące na tej płycie osiągnięto dzięki bardzo ciekawemu wykorzystaniu organów Hammonda. Dźwięki tego instrumentu wypełniają całkowicie tło i często przywodzą na myśl niesamowity album zespołu Arzachel oraz płyty Van Der Graaf Generator. Drugim, nieco mniej wyeksponowanym, ale równie ważnym instrumentem jest gitara o bardzo charakterystycznym, nieco przybrudzonym i przesterowanym brzmieniu. Pierwszym skojarzeniem jest dla mnie Bob Weston i jego charakterystyczna gra na albumie „In From The Cold” grupy Ashkan. Gitarzysta tworzy mocną riffową podbudowę, choć nie gardzi solówkami granymi z efektem wah-wah. Ta ciężka i mroczna nadbudowa osadzona jest na mocnej grze sekcji rytmicznej. Bazą jest blues rock, ale bez stylistycznego zniewolenia charakterystycznego dla tego stylu. Jest też wokalista o głębokim i niezwykle oryginalnym głosie, który czasem męczy nieco teatralną manierą. W sumie dobrze, że nie śpiewa zbyt wiele. Kompozycje na „Nostradamusie” są rozbudowane, wielowątkowe i widać, że instrumentaliści darzą się wzajemnym zaufaniem, gdyż w kilku fragmentach pozwalają sobie na dość swobodne improwizacje. Jednym słowem dla wielbicieli gatunku sama przyjemność.
Biały kruk czarnego krążka z pewnością wart jest kilkukrotnego odsłuchu, nawet jeśli dotarcie do tej muzyki nie będzie najłatwiejsze.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Potężne otwarcie płyty. Patos, ale bez śmieszności. Potężny riff gitarowy na bazie Hammondów zawsze kopie.
2. Najgorszy moment: Jakość nagrania nie jest najlepsza. Amatorskie warunki w jakich nagrywano ten album niestety dają o sobie znać.
3. Analogia z innymi elementami kultury. Koniec świata będzie za chwilę. Od kilkunastu lat na niego czekam i doczekać się nie mogę.
4. Skojarzenia muzyczne: brytyjski prog rock ze swoimi rozległymi źródłami i koligacjami.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: okultystycznych rytuałów rodem z filmów wytwórni Hammer Productions.
6. Ciekawostka. W Wielkiej Brytanii dawno temu (teraz może też, nie wiem) tłoczenia płyt poniżej 100 sztuk były określane jako „prywatne” i nie podlegały opodatkowaniu. Pierwotnie „Nostradamus” został wytłoczony w ilości 99 egzemplarzy, a chwile później jeden z jego twórców zniszczył właściwie cały nakład.
7. Na dokładkę okładka. Średniowieczne brewerie.

1 komentarz: