niedziela, 14 sierpnia 2011

08. Pippin: Mysticum, In the Streams of Inferno




Ocena: *

Czasem człowiek nie wie, co powiedzieć.
Nie ukrywam, że muzyka mocniejsza niż, powiedzmy, Slayer, zawsze była mi obca. Nawet za Sepulturą nigdy nie przepadałem, bo jakkolwiek muzycznie było często ciekawie, to Max po prostu ryczał. Ale Sepultura wespół ze Slayerem to przy norweskim zespole Mysticum jakieś niewinne wybryki.
Ekstremalne tempo, perkusista walący z szybkością, przy której ja na jego miejscu po dwóch minutach zszedłbym na zawał, gitarzyści niespecjalnie bardziej litościwi. Przede wszystkim jednak wokalista. Cóż to w ogóle jest? To nie jest śpiew. Nie, nie, proszę państwa, to nie jest i growling. To są jakieś potępieńcze ryki, to jest chichot z piekła, to jest syczenie, kojarzące mi się, jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, z wężami z Harry’ego Pottera. Podejrzewam, że jest to zabieg celowy, bo na przykład w takim „Crypt of fear” śpiew (śpiew?) jest już bardziej wyraźny, bardziej przypomina to klasyczne blackmetalowe ryczenie. Ciekawostka – znalazłem w sieci tekst do tej, ekhm, piosenki i do żadnej innej – może te inne nie mają tekstów tylko wycie dla wycia? Znalazłem też recenzję, która mówi, że ta płyta to obraz piekła. Cóż, mi pasuje. Te nieodróżnialne twory (nie utwory, to nie jest literówka) jak dla mnie spełniają warunki. I – oddajmy sprawiedliwość rodakom Heyerdala – gdybym miał oceniać pod kątem „jak nam, panie, wyszło zobrazowanie brudu, zła i piekła”, to dałbym notę maksymalną. Ale słuchanie dla słuchania jest ponad moje siły. No dobrze, są dwa momenty, które mogą na chwilę przyciągnąć ucho – to dziwaczna melodyjka odegrana w „Where the raven flies” oraz utwór ostatni, o ładnym tytule „In the Last of the Ruins We Search for a New Planet”. W nim to bowiem pojawia się bardzo ładny motyw klawiszowy, który naprawdę może się spodobać. Ale tylko przez chwilę, bo gdy łapiesz już, że te same siedem dźwięków będzie odgrywane przez kilka minut, to zaczynasz mieć dość.
Fani ekstremalnych odmian metalu może i zachwycają się tą płytą. Ich prawo. Dla mnie rzecz jest niesłuchalna. Moje prawo.

Kwestionariusz: 
1. Najlepszy moment: Siedem dźwięków klawiszy w ostatnim utworze.
2. Najgorszy moment: Moment, kiedy Azbest kazał mi posłuchać tej płyty.
3. Analogia z innymi elementami kultury: We wspomnianym jedynym tekście nie znalazłem, a nawet, hehe, nie usłyszałem.
4. Skojarzenia muzyczne: Nie słucham podobnych kapel, poddaję partię.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa: Najgorszy koszmar senny, przestroga przed czynieniem zła w życiu.
6. Ciekawostka: Wiecie, że na norweskiej Wikipedii nie ma artykułu o tym albumie?
7. Na dokładkę okładka: Fale biją o brzeg. Nawet ładne to, chociaż niepokojące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz