sobota, 19 lipca 2014

78. Basik: Black Flag, "Live '84"

Black Flag - Live '84

Ocena: * * * *

Są zespoły, które wypadają świetnie w studio a gorzej na żywca. Są też zespoły takie, które przeciętną zawartość albumów potrafią podać smacznie w wersjach koncertowych. Black Flag nie należeli do żadnej z tych grup. Po prostu kopali po mordzie w studio i na żywca. Właściwie można się zastanawiać, po co takiemu zespołowi album koncertowy skoro nagrania studyjne brzmią tak surowo i szorstko. Dobrze jednak się stało, że materiał z gigu w San Fran z 1984 roku został uwieczniony jako, że jest to jedna z lepszych koncertówek, na jakie można trafić w historii *.
Po pierwsze świetnie dobrana jest setlista. Black Flag z Henrym Rollinsem w 1984 roku był już na wysokości „My War” płyty, która przyniosła interesujący zwrot muzyczny w kierunku superciężkich i wolnych utworów reprezentowanych tu w końskiej dawce. (Świetnie wypadają również numery z czekającego na premierę „Slip it In”). Dostajemy też porcje kawałków, których Henry Rolnik oryginalnie nie wykonywał, czyli np. prehistoryczne „Nervous Breakdown”, albo „Fix Me”, a w jego wykonaniu dostają jeszcze większego agresora i wścieku macicy. Pomimo słabego entuzjazmu fanów (w sumie może wynikać ze sposobu realizacji nagrań), słychać, że na scenie dzieje się prawdziwe pandemonium z charyzmatycznym Henrym Rollinsem w roli głównej. Człowiekiem wielu sztuk i wielu nauk. Inteligentem biegającym po scenie w samych majtkach. Obok Heńka druga głowna rola przypada dla sypiącego gitarowym żwirem Grega Ginna. Kolejnego świra i tak na marginesie chyba najgorszego gitarzysty na świecie, który na swoim bardzo zaawansowanym dyletanctwie zbudował wyjątkowy styl muzyczny grupy.
Dodając do tego spontaniczne akcje typu, „pomyliłem się, ale mnie to wali” albo problemy techniczne z mikrofonem, dostajemy bezpretensjonalny i wysokoenergetyczny materiał live, który można spokojnie postawić na półce obok „Live + Cuddly” Nomeansno i „It's Alive” Ramones.

* cały materiał z „Live ‘84” dostępny jest w wersji video, jednakże piszać tą recenzje nie miałem okazji się z nią zapoznać.

Kwestionariusz: 
1. Najlepszy moment: My War, Black Coffee, Nothing Left Inside
2. Najgorszy moment: Polskie reagge, którego na tej płycie nie ma.
3. Analogia z innymi element kultury: Henry Rollins >> Bono
4. Skojarzenia muzyczne: choć trudno w to uwierzyć na pierwszy rzut ucha, Fu Manchu czerpie z Black Flag garściami.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: dobra lekka płyta w sam raz na plażę
6. Ciekawostka: Napisałem tą recenzje w autobusie nr 184 w drodze z Kurdwanowa na Olszę.
7. Na dokładkę okładka: Jest na niej wszystko co musisz wiedzieć zanim włączysz „play”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz