
Ocena: * * * 2/3
Początki zespołu Primus sięgają 1984 roku, gdzie w składzie
obok basisty i paszczowego Lesa Claypoola znajdował się gitarzysta Todd Huth.
Duet rozpoczynał karierę z automatem perkusyjnym, jednak szybko stanowisko
robota zostało zastąpione żywą tkanką – ostatecznie – w osobie Jaya Lane’a.
Skład ów w 1988r. zdołał nagrać demo zatytułowane „Sausage”, po czym rozpadł
się. Debiut Primusa „Suck On This” został nagrany już w zreorganizowanym
składzie, który po latach można nazwać „tym klasycznym” z wiosłowym Larrym
LaLonde oraz Timem „Herb” Alexandrem. Wspólna historia Hutha, Lane’a i Lesa nie
zakończyła się jednak pod koniec lat 80. Jay Lane co prawda powrócił na stałe (?)
do zespołu w 2010 r., ale pierwszy prawdziwy reunion miał miejsce 16 lat
wcześniej, kiedy to pod szyldem „Sausage” Claypool, Lane i Huth nagrali
„Riddles are Abound Tonight”.
Niby inny zespół – Sausage – ale nazwa w tym
konkretnym przypadku jest podrzędna w stosunku do muzyki i w moim odczuciu
podkreśla tylko skład osobowy i element historyczny. „Riddles” bowiem brzmi
absolutnie jak album Primusa nagrany gdzieś w okolicach „Frizzle Fry”.
„Cartoonowe”, zabawne i dziwne zarazem linie wokalne Lesa, partie basowe
wysunięte na pierwszy plan, w których używa on chyba wszystkich możliwych
technik gry (nawet tych zmyślonych) budzą oczywiste skojarzenia. Do tego bębny
jadące mocny groove oraz oszczędnie grająca szorstka gitara uwypuklają
podobieństwa. Dosyć trudnym zadaniem jest znajdywanie tutaj czegoś odmiennego
od tego co prezentuje „właściwy” skład Primusa, diabeł tkwi jak zwykle w
szczegółach. W nastroju płyty dzięki takim utworom jak „Caution Should Be
Used…” albo „Girls For Single Man” wyczuwa się sporo psychodelii
charakterystycznej dla początków kariery Prymasa, a niepodobnej np. do
cyrkowych akrobacji z „Pork Soda”, która poprzedzał nagranie „Riddles”. Dobrym przykładem niech będzie też wersja
„Toys are Winding Down” z 1988r. gdzie zwrotka zamiast ultraszybkiego i
precyzyjnego riffu basowego opiera się na rozwalcowanych dźwiękach gitary. Styl
gry instrumentalistów (poza Lesem) brany pod mikroskop odkrywa pewne różnice w
stosunku do muzyki Primus. Jay Lane ciąży zdecydowanie bardziej w stronę funku
niż Herb (patrz np. „Temporary Phase”). Jego partie są mniej pokombinowane i odczuwalnie
lżejsze. Niespodziewany element pojawia się w „Shatering Song”, gdzie mamy do
czynienia z czymś pomiędzy sambą a disco – w Primus są to już obrzeża jego
terytorium. Styl gitarowy Hutha jest również bardzo zbliżony do LaLonde,
zakręcone i poszarpane partie gitarowe, czasem mocniejszy riff, długo
wybrzmiewające solówki w stylu Alexa Lifesona. To co wyróżnia Hutha to większa
płynność i różnorodność brzmień i stylistyki. Z jednej strony sporo tu
„czystych” gitar o zabarwieniu country /blues („Prelude to Fear”, „Riddles”, „Shattering
Song”) z drugiej mamy fenomenalną noisową ścianę dźwięku w “Here’s to the Man”.
Jego pierwiastek funkowy brzmi precyzyjniej w „Temporary Phase” (tak na
marginesie Sasuage gra tu prawie jak jakiś Stevie Wonder), a w „Recreating”
zaskakująco zasuwa bluesowe solo! O tym, że ubu panom jednak bliżej do siebie
niż dalej niech świadczy „skubany” riff Hutha z refrenu „Toyz ‘88”, który
powtórzył LaLonde na „Brown Album” w utworze „The Return of Sathington
Willoughby”…
Różnice tu wypunktowane i tak uznałbym za kosmetyczne, ten kto zna
Primus nie będzie zupełnie zaskoczony tym materiałem. Dodam, że bardzo dobrym
kompozycyjnie, choć ciągnącym bardziej w stronę psychodelii niż regularne
albumy Primus.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: „Girls for Single Man”.
2. Najgorszy
moment: Są chwile bardziej i mniej
emocjonujące ale wszystko pozostaje na dobrym poziomie.
3. Analogia z innymi element kultury: Kiełbasa, najlepsza w jajecznicy lub z rożna
pływająca w musztardzie angielskiej (thx Pilot).
4. Skojarzenia muzyczne:
pff… Primus?
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: wakacji
6. Ciekawostka: Les i Todd na pytanie co skłoniło ich do
nagrania płyty w starym składzie odpowiadają, że sprawa ma podtekst zupełnie
seksualny, i że po prostu chcieli znów być blisko z największym i najbardziej
owłosionym perkusistą na świecie, czyli Jayem Lane.
7. Na dokładkę okładka: Dziwne, że nie podpisał tego Terry Gilliam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz