czwartek, 31 stycznia 2013

44. Basik: Voivod, "Phobos"



Ocena: * * * 1/4


"Phobos". Druga płyta nagrana przez Voivod jako trio i do tego z wokalistą Erikiem Forrestem. Przyznaję bez bicia, że ten ponad 6. letni okres w karierze zespołu uważam raczej za najmniej emocjonujący. 
Voivod już na początku lat 90. mógł poszczycić się najlepszym materiałem w całej dyskografii. Cztery albumy popełnione przez skład z Forrestem mogą co najwyżej wylizać stopy takim kolosom jak "Dimension Hatross", "Killing Technology" czy "Nothingface". "Phobos" jednakże jawi się, jako najlepszy pomiot sześciorękiego Voivoda. 
Wraz z uszczupleniem kadr, już na poprzedzającej płycie, muzyka zespołu uległa gwałtownemu przeobrażeniu w kierunku większego ciężaru. Na Phobos najbardziej oczywistym punktem stycznym z przeszłością jest „kosmiczny” anturaż, w którym osadzono utwory jak i layout wydawnictwa (znów ozdobiony kiczowato – intrygującą ilustracją perkusisty grupy). 
Muzyka na "Phobos" jest jak agresywna i kleista ciecz z trudem przesączająca się przez głośniki. Gitarowy styl Piggy’ego jeszcze daje się tu rozpoznać pomimo rozmycia i drastycznego spowolnienia riffów. Tematy gitarowe, może już nie tak szalone jak kiedyś, czerpią wyraźnie z tych samych harmonicznych wzorców. Najsłabiej wypada wokalista. Jego pomysł na śpiew to rasowe duszenie kreta na jedną nutę. Przetworzenie i zniekształcenie głosu na sposób humanoidalno-cybernetyczny nie urozmaiciło go na tyle, na ile powinno. Słuchanie tej - właściwie jednej przez wszystkie utwory - linii wokalnej to niezła udręka. Na szczęście wokalnych popisów nie ma zbyt wiele, a przy okazji można poczuć jak dużo do zespołu wnosił oryginalny wokalista Denis „Snake” Belanger (na szczęście powrócił do składu). 
Bardzo dobrze prezentują się za to wątki instrumentalno-ilustracyjne dające wrażenie obcowania ze ścieżką dźwiękową do klaustrofobicznego horroru sf. Sprzężenia, trzaski, pojedyncze akcenty, głębokie pogłosy, gitarowe drone’y to coś, dla czego warto sięgnąć po "Phobos". Całość jednak wydaje się zbyt monotonna, a chwilami wręcz nudna jak na zbyt częste rozkoszowanie się jej zawartością. 

Kwestionariusz:  
1. Najlepszy moment: fragmenty instrumentalne np. z "Phobos" czy "Bacteria"
2. Najgorszy moment: wokale i męcząca uszy metalowa zamuła.
3. Analogia z innymi element kultury: Fobos to zarówno nazwa księżyca, mitologiczne uosobienie strachu jak i dobra nazwa na firmę handlującą sprzętem elektronicznym. 
4. Skojarzenia muzyczne: krzyżówka Ministry z drugiej połowy lat 90. ze starym dobrym Voivodem. Chociaż to bardziej skojarzenie w kategorii: „chciałbym, żeby tak to brzmiało”. 
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: twój statek kosmiczny uległ zniszczeniu, ocknąłeś się na obcej planecie - samotnie. Drugi pilot nie żyje. W zasobniku zostały Ci tylko dwa suchary i klucz francuski. Komunikator jest zupełnie rozbity. Wydaje Ci się, że kątem oka widzisz nieludzki, z wolna posuwający się w Twoją stronę cień. 
6. Ciekawostka: Astrofobia to strach przed gwiazdami i przestrzenią kosmiczną. 
7. Na dokładkę okładka: Ja akurat lubię te szkarady.
 

2 komentarze:

  1. W PRLu były jeszcze buty narciarskie Fobos... Ale chyba lepiej nadawały się do przyduszania kreta niż do nart:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fabos, man! I istnieją po dziś dzień.

    OdpowiedzUsuń