sobota, 19 stycznia 2013

43. Pippin: Rudimentary Peni, Cacophony




Ocena: * * *

Tytuł płyty jest mimo wszystko mylący. Słyszysz „kakofonia” – to zastanawiasz się: ŁoMatkoBoska, coż też tam będzie? Potępieńcze wycie? Napieprzanki perkusyjne bez ładu i składu? A może jakieś klimaty zupełnie atonalne, eksperymenty z elektroniką czy inne infradźwięki? Nic z tego. Propozycja grupy Rudimentary Peni sadowi się z grubsza na dość znajomych i, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, konwencjonalnych terytoriach punkowo-hardcorowych. Mało tego, w wielu fragmentach płyta jest wręcz chwytliwa („The Horrors in the Museum”! „The Evil Clergymen”! „Brown Jenkin”!), a to za sprawą chwackiego, spajającego wszystko basu oraz riffów gitarowych ,których nie zawaham się nazwać przebojowymi. Problemem numer jeden jest czas trwania utworów. Standardowo wynosi on jakieś półtorej minuty, czyli zanim zaczynamy się wsłuchiwać, kawałek nam się kończy. Jak to traktować? Byłyżby to utwory jako skończone przemyślane całości, czy szkice jeno? Problem numer dwa to te wszystkie fragmenty, które ciężko nazwać piosenkami, czyli zwariowane recytacje wokalisty, niejakiego Nicka Blinko. No właśnie – bo Nick Blinko to problem numer trzy i największy. Zwykle chwalimy, gdy osoba dzierżąca mikrofon posługuje się różnymi rodzajami ekspresji, technikami wokalnymi itp. Blinko też to robi, ale prędzej można od tego zdurnieć lub przynajmniej się zmęczyć. Tu krzyczy, tam jęczy, ówdzie groźnie recytuje, tam znowuż piszczy, a gdzieniegdzie zabełkocze. Ciężko oddalić od siebie uczucie przesytu i popisywania się nie zawsze zdrowymi pomysłami dla samego popisywania.
Wspomniałem o fragmentach recytowanych, więc słowo o tekstach, bo nie sposób od nich uciec. Cały album zainspirowany jest postacią mrocznego samotnika z Providence, autora wizjonerskich horrorów, Howarda Phillipsa Lovecrafta. Odkryje ten trop nawet ten, kto w teksty się nie wczyta, wystarczy rzut oka na tytuły niektórych utworów. Niemniej autor „Zewu Cthulhu” jest tu tylko punktem wyjścia, bo ani płyta nie jest jego biografią, ani ilustracją poszczególnych opowiadań – to raczej swoisty kolaż tych inspiracji, przepuszczony przez wyobraźnię i fantazję Nicka Blinko.
Można posłuchać, ale lepiej poczytać. Lovecratfa, znaczy się.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Trzy utwory wspomniane w pierwszym akapicie.
2. Najgorszy moment: Nick Blinko.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Patrz drugi akapit.
4. Skojarzenia muzyczne: Rudimentary Peni to przedstawiciel punka/hardcore z lat osiemdziesiątych, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: poszukiwań legendarnej księgi „Necronomicon”.
6. Ciekawostka: Nick Blinko spędził jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym. Nagrał wówczas album „Pope Adrian 37th Psychristiatric”. Chcecie posłuchać?
7. Na dokładkę okładka: Niech zgadnę – rysował Blinko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz