sobota, 19 stycznia 2013

43. Azbest: Rudimentary Peni "Cacophony"

Rudimentary Peni - Cacophony Rudimentary Peni - Cacophony
Ocena: * * * * 1/4

Rudimentary Peni swe poczatki wywodzi z kregów anarchopunkowej sceny skupionej wokół legendarnego kolektywu Crass. O ile jednak wczesne dokonania bez większego trudu można było zmknąc w obrebie tamtej stylistyki, to upchniecie "Cacophony" w tej szufladce nie jest już możliwe żadną miarą. Być może dopuszczam się w tej chwili nadinterpretacji, ale śmiem twierdzić, że jest to związane z osobą lidera grupy.
A jest nim Nick Blinko. Persona niewątpliwie nietuzinkowa. Równie znany wśród zagorzałych punkowców co wśród zwolenników tzw. "outsider art" (jednym z admiratorów jego twórczości jest nie kto inny jak David Tibet odpowiedzialny za Current 93). Jego wpływ na kształt płyty jest niemożliwy do przecenienia. Na "Cacophony" jest odpowiedzialny za kompozycje, teksty, oprawę graficzna jak i partie wokalne.
No właśnie - partie wokalne - nie jest przypadkiem, że unikam słowa "śpiew". Zetknięcie z tą płytą uświadamia jakże niestosownej jest to sformułowanie w tej sytuacji. Nie da się przy tym pominąć, że głos Nicka to podstawowe narzędzi budowania nastroju tego wydawnictwa. Squatowy da Vinci zawodzi, jęczy, skrzeczy, warczy, charczy, mruczy, skowycze i ujada. Chwilami nawet zdarza mu się coś zaśpiewać. Trafia się nawet coś przypominającego śpiew alikwotowy, a tak to przynajmniej brzmi. Czy było to zamierzone to już inna kwestia. Panie Patton, co Pan na to?
W 42 minutach i 43 sekundach Rudimentary Peni upchnęli ni mniej, ni więcej a 30 utworów. Zasadniczo większość z tych miniatur osadzonych jest w okołopunkowych klimatach. Poszczególne utwory to brudne, hałaśliwe utwory, najczęściej w szybkich tempach. Jednak bardzo często przechodzą w recytacje/maniakalne wyliczanki/bogowie wiedza co w wykonaniu Blinko. Słuchacz nabiera przez to wrażenia, że ma do czynienia nie ze zbiorem piosenek, ale jedną monumentalną i skrajnie połamaną kompozycją. Sprawia to, że na dobrą sprawę "Cacophony" brzmi bardziej jak punkowa odpowiedź na "Trout Mask Replica" niż jak coś mogącego uchodzić za przeciętny hardcorowy albumem.
 
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: "Nightgaunts", "The Only Child".
2. Najgorszy moment: Pod koniec płyta zaczyna nieco nużyć.
3. Analogia z innymi element kultury: Masa odwołań literackich - Nick przywołuje m.in. Edgara Allena Poe, Alighieriego Dante, Mary Shelley, Lorda Dunsany'ego, Roberta E. Howarda, Anakreonta, M.R. Jamesa i Artura Machena. Jest tez hołdzik dla Toda Browninga i jego "Dziwolągów". Nieźle jak na punkowca. 
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: obserwacje astronomiczne.
6. Ciekawostka: Nick Blinko spędził trochę czasu w szpitalu psychiatrycznym. Tak się dzieje gdy człowiek nabiera przekonania, ze jest papieżem Hadrianem XXXVII.
7. Na dokładkę okładka: "Cacophony" może poszczycić sie dwiema róznymi okładkami. Po lewej wydanie winylowe (i kaseta), po prawej CD. I czyżbym dostrzegał wpływ twórczości Richarda Pickmana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz