Ocena: * * * 1/2
Dotychczas moja znajomość twórczości Niemena była nieomal zerowa - jedynie kilka co bardziej oczywistych piosenek. W ich kontekście ta płyta przyjemnie mnie zaskoczyła. Niby czytałem o "Enigmatic" itd., ale... Zawartość tego albumu to kawałek całkiem ciekawej muzyki. Ogólnie rzecz biorąc znajduje się na pograniczu rocka progresywnego i fusion. Dodatkowo istotnym elementem jest solidna dawka korzennej elektroniki.
Co ważne - w przeciwieństwie do wielu dokonań polskiej muzyki z tamtej epoki, "Aerolit" nie brzmi jak ubogi krewny. Jeśli przyrównać go do ówczesnej "zachodniej" konkurencji to broni się. Nie wyznaczał co prawda nowych standardów, ale brzmiał świeżo i nie odstawał od peletonu.
Już po wstępnym zapoznanie się z materiałem oczywistym staje się, że Niemen przy komponowaniu materiału nie celował w krótkie formy. Trwająca 39 minut płyta składa się z raptem 5 utworów. Na szczęście zazwyczaj sporo się w nich dzieje i nie nużą. Dwa wyjątki to mdły i nudny "Daj mi wstążkę błękitną" oraz zmasakrowany wokalnie "Pielgrzym".
Mimo, że na potrzeby płyty Niemen zebrał nowy, zdolny zespół "Aerolit" opiera się na brzmieniach instrumentów klawiszowych. Tak obfite ich wykorzystanie na szczęście nie zaszkodziło płycie. Często elektronika z epoki słuchana dzisiaj rani uszy swoją topornością, jednak nie w tym przypadku. Dziś to brzmienie faktycznie wydaje się specyficzne (czy może nawet archaiczne), ale nie jest pozbawione uroku. Nie jest bezduszne i brzmi względnie "organicznie".
Kilka słów uwagi należy się perkusiście - Piotrowi Dziemskiemu. Bardzo spodobała mi się jego gra - te gęste przejścia przywodzą na myśl to co robił Michael Giles w pierwszej inkarnacji King Crimson. Niestety muzyk nie miał okazji się rozwinąć - zmarł tragicznie w 1975.
Chwalę i chwalę, ale... Piętą achillesową albumu są wokale. Czesław Niemen dysponował bardzo ciekawie brzmiącym głosem, ale jego maniera wokalna chwilami mnie drażni. Nie trzyma głosu na wodzy, ale okrutnie szarżuje zapędzając się w zdradliwe rejony. Czesław jęczy i zawodzi. Staje się to nudne i trudne do zniesienia. W dodatku wokalizy nie najlepiej układają się w całość z tak dynamicznie zmieniająca się muzyką. Szczytem jest oparty na linii wokalnej Niemena, wspomniany już "Pielgrzym" (choć trzeba dodać, że utwór ma interesujący arabski posmak). Przez taką interpretację czasem trudno jest śledzić tekst. Jaki jest cel użycia wierszy skoro głos ma być użyty jako instrument?
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Początek płyty.
2. Najgorszy moment: "Pielgrzym" i "Daj mi wstążkę błękitną", a generalnie Niech ten Pan już nie śpiewa!
3. Analogia z innymi element kultury: Płyta jest bardzo poetycka - wykorzystano na niej teksty Norwida, Herberta oraz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.
4. Skojarzenia muzyczne: King Crimson, Mahavishnu Orchestra.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Nie wiem czy przez końcówkę „Pielgrzyma” czy dlatego, że czytałem ostatnio o bitwie pod Kadesz, ale pobrzmiewa mi tu starożytny Egipt.
6. Ciekawostka: Jako jednego ze swoich ulubionych wykonawców Niemena wymieniał... Genesis P-Orridge (Throbbing Gristle, Psychic TV).
7. Na dokładkę okładka: te macki dobrze by również pasowały do jakiegoś zbioru opowiadań Lovecrafta. W "Kolorach z przestworzy" mamy nawet i meteoryt (czyli "Aerolit" właśnie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz