czwartek, 1 stycznia 2015

88. pilot kameleon: 2014

Cywilizacja umiera. Cały świat chyli się ku upadkowi. Natomiast muzyka od kilku lat jest u mnie na fali wznoszącej. Nie chodzi bynajmniej o jej konsumpcję, ale o jakość tego, co obecnie powstaje. Jest w czym wybierać, jest czego słuchać i są to płyty bardzo dobre i znakomite. A kto uważa, że jest inaczej jest raczej dziadem, któremu nie chce się szukać czegoś nowego. A w sumie, to co mnie to obchodzi. Jego sprawa.

1. Swans, To Be Kind. Była mila na temat. W międzyczasie miałem przyjemność zetrzeć się z nimi scenicznie po raz trzeci. I nie ma obecnie większego zespołu niż Łabądki.

2. Kristen, The Secret Map. W tym wypadku też zachwycałem się już wcześniej. Dorodny okaz, smakołyk, który wytrzymuje porównania z resztą świata. Przepięknie skonstruowane wydawnictwo, pełne wewnętrznej dynamiki, ukrytego piękna, ładnych piosenek i niesamowitych przestrzeni muzycznych. Na żywo też kruszą.

3. Eyehategod, Eyehategod. Tutaj mocny, wulgarny cios po ryju. Niby wszystko znane, niby drużyna rozpoznawalna, ale tak entuzjastycznie dopierdolili, że aż zakochałem się na nowo. Takie rzeczy trzeba umieć robić.

4. Have a Nice Life, The Unnatural World. Jeśli brakuje ci smutków do leżenia na kanapie, gapienia się w sufit i umierania, bo wszystko ci się już przejadło, to strzel sobie The Unnatural World. Może nie nowa jakość do umierania, ale zacne odświeżenie dołującej klasyki.

5. Kriegsmaschine, Enemy of Man. Czarna polewka. Gęsta, brutalna, swojsko-polska, ale bez cebuli zaserwowana. W sumie pogniewam się, jak następne ich wydawnictwo wyjdzie za te dajmy na to dziesięć lat. Bo wiem, że będzie na takim samym poziomie jak Enemy Of Man.

6. Mondkopf, Hadès. Nieczęsto przyklejam się do takich dźwięków jak te. Tutaj przywarło dość mocno. Ciemny, spalony, smolisty teren z okolic Hadesu. Szoruję i nie odchodzi. I nie odejdzie. Mało znane, a zapoznać się zdecydowanie warto.

7. Innercity Ensemble, II. Przemielenie tradycji krautowej, elektrycznego Milesa, dorzucenie worka własnych dźwięków i zaserwowanie tego na podwójnym albumie, choć przecież wszystko zmieściłoby się na jednym kompakcie. Teoretycznie tak się nie powinno robić. Teoretycznie.

8. Thurston Moore, The Best Day. Długo wałkowałem. Im więcej słuchałem, tym bardziej się podobało. I w sumie to najlepsza rzecz TM od kilkunastu lat. Wliczając w to również dorobek Sonic Youth.

9. Wovenhand, Refractory Obdurate. Brudaskowata amerikana, mocno przysłonięta kapeluszem i mocno wciskająca w fotel. Nie dane mi było widzieć koncertu, ale liczę, że może w tym roku się uda.

10. Antemasque, Antemasque. Omar i Cedric w kolejnym miłosnym uścisku. Tym razem penetrują teren piosenki, wszystko na swoim miejscu, zamknięte w dość zdyscyplinowanych ramach. Liczę, że popełnią jeszcze coś, bo jak zawsze w przypadku projektów tych panów jest potencjał.

Lista rezerwowa: The Austerity Program, Beyond Calculation; Fennesz, Bécs; Godflesh, Decline & Fall; King Buzzo, This Machine Kills Artists; Merkabah, Moloch; Robert Plant, Lullaby and... the Ceaseless Roar; Primus, Primus & the Chocolate Factory with the Fungi Ensemble; Sun Kil Moon, Benji.

A co na scenie najbardziej radowało?
Wszystko wygrał Negative Approach w Fabryce. Półgodzinny koncert, minutowy bis, energia godna dwudziestolatków, zero pauz między utworami. Tak już nikt dziś nie robi. A szkoda. Dalej genialne Kristen w Re. Miało być dobrze, wyszło tak, że nie wiedziałem gdzie przód, a gdzie tył. Wiosną wspaniały koncert w Bombie, gdzie objawiło się trio Trzaska/Rychlicki/Szpura. Trzy kwadranse jazzu. Jazzu? Skąd! Trzy kwadranse absolutu. Jakby kieliszek za kieliszkiem do gardła się pchał. Jak wspomniałem nie zawiedli Swans na festiwalu Unsound. Oni nigdy już nie zawiodą. A na końcu jesienna poezja nieoczekiwanie się objawiła: Marcin Oleś, Jorgos Skolias i Radek Krzyżowski z poezją Kawafisa w Teatrze Słowackiego. 
Wyróżnienia? Trzaska/Jacaszek/Budzyński na Męskim Graniu słuchane z Plant, Shofar w Fabryce Shindlera, Raphael Rogiński w Cafe Cheder i Innercity Ensemble w klubie Re.
Wszystko w Krk, jakby kto pytał.

A w przyszłym roku nowy Bond. "Spectre" się będzie zwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz