***
Ciężko wrócić do
regularnego pisania po dłuższej pauzie. Niemniej jednak trzeba,
choć w sumie sama propozycja nie wydaje się zbyt porywająca (sorry
Pippin!). No ale o to też w sumie chodziło. Spróbujmy zatem.
Z Kate Bush mam taki
problem, że cenię, ale w sumie nie słucham regularnie. Ba, słucham
tak nieregularnie, że prawie wcale. Cenię kilka utworów, ale całe
płyty to już niekoniecznie. Jak włączę, przesłucham z
przyjemnością, ale włączam nieczęsto. A takie "Lionheart"?
Nie jest to pierwsza liga płyt artystki, ale pomimo tego zawiera w
sobie dobrą próbkę jej twórczości. Przypomnijmy sobie czasy: toż
to musiał być balsam dla progowców i antidotum na szalejący punk
rock! Artystyczny pop pełną gębą, kobietka z nieprzeciętnym
głosem, a do tego spora porcja hitów. Tak to musiało sieknąć publikę
"The Kick Inside". Potem szybciutko pojawił się
"Lionheart" i można powiedzieć, że sporo uleciało przez
ten krótki okres czasu. Stylistycznie zawartość jest taka sama.
Jakościowo jednak spadamy o level niżej. Brak przebojowości, brak
świeżości debiutu. To podstawowe zarzuty. Dalej nie ma się do
czego przyczepić. Jest zajebiste "Wow" (tak!), jest sporo
patentów firmowych, które choć osadzone w gorszych kompozycjach,
to jednak są bardzo radosne dla ucha. Porcja materiału też jest
odpowiednia. Słuchacz nie zdąży się znudzić. Nie zdąży też
wsiąknąć tak jak powinien. Podsumowując: płyta przejściowa. Jak
nie jesteś fanatykiem, możesz się bez niej obyć. Niemniej jednak
poziom jest, więc jak posłuchasz, to się nie otrujesz.
Kwestionariusz:
1.
Najlepszy moment: "Wow"?
No w sumie małe wow jest.
2.
Najgorszy moment: Na dłuższą
metę Kaśka może być męcząca. Nie ma też na "Lionheart"
hitów pierwszej próby.
3.
Analogia z innymi elementami kultury: Na
płycie znajduje się utwór zatytułowany "Hammer Horror".
Niech z tej okazji podam swoją dyszkę hammerowych produkcji: 1. The
Plague of the Zombies, 2. Dracula [Horror of Dracula], 3. The
Reptile, 4. The Curse of Frankenstein, 5. The Revenge of
Frankenstein, 6. Twins of Evil, 7. Frankenstein Must Be Destroyed,
8. Island of Terror, 9. The Gorgon, 10. The Mummy.
4.
Skojarzenia muzyczne: Można
marudzić, ale Kate Bush jest unikalna. Kojarzy się tylko sama ze
sobą.
5.
Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Doskonałe
antidotum na hałas, zgiełk i szum.
6.
Ciekawostka: O tym, ze jej
pierwszą płytę produkował David Gilmour wiedzą wszyscy, o tym,
że bilety na jej ostatnie koncerty sprzedały się w jedną
milisekundę również. O tym, że mam na półce trzy płyty Kate
Bush wie niewiele osób, zatem niech to będzie ciekawostka.
7.
Na dokładkę okładka: Poniosło
grafika, poniosło muzyka...
Niech zgadnę...masz Never For Ever, The Dreaming i... ?
OdpowiedzUsuń