Ten początek płyty zawsze niemal rzucał mną o ziemię. Narastająca
apokalipsa, trzęsienie ziemi – i to wcale nie dlatego, że muzyka jakaś
szczególnie agresywna, kanonada perkusyjna, czy coś. Nie, precyzyjne, zimne do
bólu narastanie ponurego klimatu – raz byłem na ich koncercie, zaczęli tym
utworem, od razu rozglądałem się wokół siebie nerwowo. Taki nastrój ma cały
album, chociaż muzyka potem wiele razy przyspiesza – takie czasy, jesteśmy
przecież wcale blisko punkowej rewolucji. Wysyp zespołów grających dość
podobnie był wówczas niemały, ale mało kto, przynajmniej z tych bardziej
znanych, grał aż tak emocjonalnie i miał takiego wokalistę. Chłop jeszcze
głównie śpiewał (na późniejszych płytach będzie częściej krzyczał), ale jego
emocje, wściekłość na świat, na politykę i ludzką hipokryzję, słychać było nie
tylko w tekstach, ale i w samym głosie. Potem flirtowali z new romantic, z
metalem – ale jak dla mnie to na tym postpunkowym/nowofalowym debiucie wyłożyli
na stół wszystkie swoje główne atuty.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Rzeczony wstęp.
2. Najgorszy moment: Brak jeszcze jednego utworu na
podstawowej brytyjskiej wersji (bo na amerykańskiej jest).3. Analogia z innymi element kultury: Zawsze się zastanawiałem, czy nazwa zespołu to aluzja do Monty Pythona.
4. Skojarzenia muzyczne: Nowa Aleksandria.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Łukasz Orbitowski – „Tracę ciepło”. Ta trzecia część, w rozpadającej się wiosce.
6. Ciekawostka: Wokalista znany też jest z roli filmowej i to wcale nie ze swej ojczystej kinematografii.
7. Na dokładkę okładka: Polityczna. Nawiązanie do konfliktów w Irlandii Północnej, w anglojęzycznym świecie znanych jako Troubles.
Jedynka KJ
OdpowiedzUsuńNaturalnie :)
OdpowiedzUsuń