sobota, 30 marca 2013

49. Azbest: Ampacity "Encounter One"

Ampacity - Encounter One
Ocena: * * * *

Dziennik pokładowy, data gwiezdna 20130331.
Płyta debiutancka, ale nie da się ukryć, że Ampacity ma już swoja historię. Zespół powstał przez przepoczwarzenie się i rozszerzenie składu Black Betty. Jest pod tym szyldem jest to ich pierwsze wydawnictwo. Zazwyczaj w takich przypadkach pisze się, że debiut jest obiecujący. Ten nie - płyta jest po prostu udana, a zespół już gra na poziomie.
"Encounter One" to solidna dawka muzyki będącej wypadkową stoner rocka i space rocka (z przewaga tego drugiego, kosmicznego składnika). Oprócz tego w tych dźwiękach można również doszukać się wpływów rocka psychodelicznego, post rocka czy nawet tradycyjnego hard rocka, ale to tylko domieszki. Słuchacza ogarnia granie najczęściej żwawe, oparte na partiach gitary, ale te nie ograniczają swojej roli jedynie do powtarzania riffów. Znacznie częściej starają się osiągnąć przestrzeń kosmiczną. Dzielnie w tym sekunduje im klawisz dodający muzyce dodatkowej przestrzeni.
Pustynna atmosfera stonera jest obecna na płycie jednak dzięki spowijającej ją kosmicznej aurze łagodzącej ciężar riffów mamy wrażenie, że to nie pustynia Mojave, ale piaski Marsa. A może jeszcze bardziej egzotyczne miejsce.
Tworząc kawałki Panowie z Ampacity się nie rozdrabniali – mimo że płyta trwa prawie trzy kwadranse to zawiera tylko trzy utwory (czas trwania 13:09, 9:50 i 19:05). Na szczęście długość kawałki nie sprawia, że zaczynają nużyć, a nabierają epickiego rozmachu. Są wciągające i sporo się w nich dzieje – utwory po kilka razy zmieniają charakter. Zmian nie jest jednak tyle by można się w nich pogubić.
Materiał z debiutanckiego krążka Ampacity może nie odkrywa Ameryki, ale brzmi interesująco i świeżo. Wiele w tej muzyce życia (pozaziemskiego?) co zapewne jest efektem tego, że płytę nagrano na setkę. Tak czy siak powstał udany album, dzięki któremu przez chwile można znaleźć się pośród kosmicznych, bezkresnych dal.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment:
dużego wyboru nie ma, ale "Ultima Hombre" zdecydowanie najlepszy.
2. Najgorszy moment: "Asimov's Sideburns" nie jest zły, ale robi najmniejsze wrażenie.
3. Analogia z innymi element kultury: wspomniany powyżej "Asimov's Sideburns" to nawiązanie do Isaaca Asimov.
4. Skojarzenia muzyczne: Hawkwind z dodatkiem Black Sabbath i domieszka wczesnego Pink Floyd.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Jak piasek i kosmos to tylko "Diuna". W dowolnej ze swych licznych wersji.
6. Ciekawostka: Płyta w większości instrumentalna - śpiew słychać przez moment w jednym kawałku.
7. Na dokładkę okładka: Kosmonauta z eksplodująca głową?

1 komentarz: