Ocena: * * 1/2
Nie tylko mnie Anthrax zawsze trochę odstawał od tak zwanej Wielkiej Czwórki Thrashu. Może to przez Belladonnę (swoją drogą cóż za kuriozalne nazwisko), który nierzadko jechał wysokimi rycerskimi zaśpiewami pokrewnymi Dickinsonowi? Wokalnie zawsze wolałem w tym zespole Busha, niemniej, poza rewelacyjnym „Only” czy zasadniczo całym „Sound of White Noise”, to raczej ów rycerski skład stworzył ciekawszą muzykę. A już „Volume 8” uznawany jest za najsłabszy album grupy, jeśli spuścić zasłonę milczenia na debiutancki „Fistful of Metal” i uznać, że go wcale nie było.
Nie tylko mnie Anthrax zawsze trochę odstawał od tak zwanej Wielkiej Czwórki Thrashu. Może to przez Belladonnę (swoją drogą cóż za kuriozalne nazwisko), który nierzadko jechał wysokimi rycerskimi zaśpiewami pokrewnymi Dickinsonowi? Wokalnie zawsze wolałem w tym zespole Busha, niemniej, poza rewelacyjnym „Only” czy zasadniczo całym „Sound of White Noise”, to raczej ów rycerski skład stworzył ciekawszą muzykę. A już „Volume 8” uznawany jest za najsłabszy album grupy, jeśli spuścić zasłonę milczenia na debiutancki „Fistful of Metal” i uznać, że go wcale nie było.
Słusznie? Przecież zaczyna się całkiem dobrze. „Crush” to porządny thrash jak się patrzy – gitary wycinają jak należy, Bush nie traci formy, a i melodia wpada w ucho. Nic temu utworowi nie brakuje. Czy czegoś brakuje może drugiemu w kolejności „Catharsis”? O nie, wręcz przeciwnie, tu przygód jest za dużo. Gdyby utwór ów skończył się z początkiem czwartej minuty, nie byłby gorszy od, z przeproszeniem, otwieracza. Niestety spokojniejsza część psuje całość. Psują też całość zaskakujące zagrywki na początku trzeciej minuty „P & V”, psuje całość jakiś technotrans w „Toast to the extras”, psują całość wreszcie – uwaga – klimaty bliskie country takoż w rzeczonym „Toast to the extras” oraz w „Harms way” (no dobra, tu bardziej słychać jakieś Lynyrd Skynyrd). Albo bełkotliwe, zagonione „Cupajoe”, które trwa niecałą minutę, więc jest, jak podejrzewam, żartem, ale mało śmiesznym. A przecież potrafili przyłożyć konkretnie – jak w „Hog Tied”, czy „Born Again Idiot”, porządnych thrashowych numerach. Być może czuli, że oto kończą się lata dziewięćdziesiąte i era klasycznego thrashu mija, więc chcieli pokombinować i urozmaicić? Cóż, chyba nie tędy droga, panowie.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Pierwsze siedem i pół minuty albumu.
2. Najgorszy moment: Wspominany dwa razy „Toast to the extras”.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Eee… „Primal Scream”, padające w tekście „Catharsis”, to chyba jednak nie jest nazwa zespołu, co?
4. Skojarzenia muzyczne: Thrash szukający urozmaiceń, ale średnio udolnie.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Co się będę wysilał, skoro panowie sami wrzucili „Crush” do ścieżki dźwiękowej gry „ATV Offroad Fury”?
6. Ciekawostka: Wersja z bonusami zawiera przeróbkę „The Bends” Radiohead.
7. Na dokładkę okładka: Słaby jestem w bilarda, ale pamiętam, że czarną bilę wbija się na końcu. Wniosek z tego, że na okładce widzimy zwiastun ostatecznej zagłady. Na szczęście nie była to ostateczna zagłada Anthraxu, bo na jakieś wyżyny się już nie wznosili, ale dwie przyzwoite płyty nagrać dali radę.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Pierwsze siedem i pół minuty albumu.
2. Najgorszy moment: Wspominany dwa razy „Toast to the extras”.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Eee… „Primal Scream”, padające w tekście „Catharsis”, to chyba jednak nie jest nazwa zespołu, co?
4. Skojarzenia muzyczne: Thrash szukający urozmaiceń, ale średnio udolnie.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Co się będę wysilał, skoro panowie sami wrzucili „Crush” do ścieżki dźwiękowej gry „ATV Offroad Fury”?
6. Ciekawostka: Wersja z bonusami zawiera przeróbkę „The Bends” Radiohead.
7. Na dokładkę okładka: Słaby jestem w bilarda, ale pamiętam, że czarną bilę wbija się na końcu. Wniosek z tego, że na okładce widzimy zwiastun ostatecznej zagłady. Na szczęście nie była to ostateczna zagłada Anthraxu, bo na jakieś wyżyny się już nie wznosili, ale dwie przyzwoite płyty nagrać dali radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz