Ocena: * * * *
"The beginning is a very delicate time". Robert Diggs znany jest bardziej ze swych licznych pseudonimów niż pod własnym nazwiskiem. "Call me as you wish (...) Call one of my many names". A nawet nie tyle pseudonimów co wcieleń - każdy ma swój własny "charakter". Jest więc m.in. Prince Rakeem, najbardziej znany RZA oraz własnie Bobby Digital.
Debiut Wu-Tang Clan - "Enter the Wu-Tang (36 Chambers)" zrobił duże wrażenie swoją surowym, nowatorskim brzmieniem autorstwa RZA, oraz swoistą "mitologią" grupy, przesyconą nawiązaniami do komiksów i filmów kung-fu. "I know kung fu. Show me.". Mimo, że klan liczył aż 9 członków nie było wątpliwości, że najważniejszą rolę odgrywał właśnie RZA. To on odpowiadał za muzykę i był mózgiem oraz ideologiem kolektywu. Praktycznie dyktatura. "El Presidente smokes cigars, whoever he does not like he shoots or put behind bars".
Kolejnych parę lat RZA spędził w piwnicy (dosłownie!). Większość czasu zajmowała mu produkcja płyt solowych członków Wu-Tang (i skok w bok z Gravediggaz). A w tym gatunku znaczy to coś więcej niż mogło by się wydawać - praktycznie sam stworzył całą muzykę z tych płyt. Nieraz przez parę dni z rzędu nie wychodził ze studia. "Liquid Swords", "Tical" itd, ale wszyscy czekali na JEGO płytę. "First thing you learn is you always gotta wait". A RZA szlifował swoje umiejętności i dłubał nad solowym albumem. Obwieścił nawet jego tytuł : "The Cure".
"Wtem!". Zamiast tego w 1998 roku ukazała się płyta "In Stereo" i to sygnowana nie przez RZA, ale pseudonimem Bobby Digital. Nowe alter-ego w oczywisty sposób nosi piętno przeżutych w młodości komiksów o superbohaterach. Chociaż Bobby Stevenson też tu straszy - nowe wcielenie to nic innego jak projekcja id Diggsa. "What is the Id? Id, Id, Id, Id, Id!" O ile RZA to typ uduchowiony i refleksyjny "Just because the fucker's got a library card doesn't make him Yoda!" Bobby Digital to groteskowo przerysowany, niedojrzały i agresywny osobnik "Hard as iron, sharp as steel". Napędzany popędami nihilista "Ah, that must be exhausting", hedonista "z babami sztuczki znał" megaloman, mitoman "bullsit artist" i mizogin. Jednym słowem "Big Dick Playa". Ale i w niego czasem uderza rzeczywistość – w "Domestic Violence” jesteśmy świadkiem kłótni Bobby'ego z konkubiną. "Bo to zła kobieta była". To ważny utwór bo z rzucanych mimochodem słów możemy się domyślić, że postawa protagonisty jest próbą odreagowania osobistych niepowodzeń.
Również brzmieniowo „In Stereo” odróżnia się od poprzednich dokonań RZA. Jest bardziej wygładzona i przejrzystsza niż jego poprzednie produkcje. Wciąż pojawiają się sample, ale konstrukcja utworów w znacznie mniejszym stopniu jest od nich zależna. Większość podkładów RZA nagrał samodzielnie na klawiszach. Na potrzeby tej płyty zgromadził imponujący zestaw - kilkanaście sztuk - jego prywatna syntetyczna orkiestra. I na płycie dość często słychać imitacje smyczków. Trudno oczekiwać, ze zabrzmi to organicznie, ale na szczęście nie przesadził i płyta nie jest tandetna i nie zalatuje plastikiem. Nie powinno to zbytnio dziwić gdyż jest w jakimś stopniu rozwinięciem jego ewolucji jaką można było śledzić przy okazji kolejnych płyt solowych Wu-Tangowców. Nawijka Bobby'ego nie jest finezyjna, ale porywa swoją frenetyczną energią. Na tle klawiszowych loopów ten potok słów nadaje to utworom dużego impetu. „Strofa być winna taktem, nie wędzidłem”. Są tez gościnne występy większości członków Wu-Tang Clan jak również zaskakująco dużo damskich głosów. Chwile wytchnienia dają utwory o bardziej hm... pościelowym charakterze. Ocierają się chwilami o kicz, ale nie przekraczają tej granicy.
Zaskakująca, ale udana płyta. Podoba mi się, ale trzeba pamiętać, że jest specyficzna nawet jak na ramy swojego gatunku.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: "Unspoken Word", "Domestic Violence".
2. Najgorszy moment: Płyta powinna kończyć się na "Domestic Violence".
3. Analogia z innymi element kultury: "Johnny Mnemonic", "Święty", "Egzorcysta", "Upiór z opery", "Star Trek", "Rodan - ptak śmierci", "Ostatni gwiezdny wojownik", "Czarownice z Eastwick", "Green Hornet", "Donnie Brasco", Kaczor Daffy, "Góra Dantego", "Od zmierzchu do świtu", "Gwiezdne wojny", "Król Lew", "Wielki Joe". Do tego garść nawiązań biblijnych, do filmów kung-fu oraz masa postaci z komiksów: Johnny Blaze, Cyclops, Doc Octopus, Dr. Doom, Dr. Strange, Tony Stark. "Check out the big brain on Brett!"
4. Skojarzenia muzyczne: "Sound of an enormous door slamming in the depths of hell".
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: generalnie imprezowanie.
6. Ciekawostka: "In Stereo" miało oczyścić umysł RZA i przygotować go do ukończenia "The Cure". Zapowiadany od lat album do dziś nie ujrzał światła dziennego. „Nie dialoguj z pokusą, bo przegrasz”.
7. Na dokładkę okładka: Nawiązujący do filmów blackxploatation komiksowy w swej estetyce obraz stworzył legendarny w komiksowym półświatku Bill Sienkiewicz.
Debiut Wu-Tang Clan - "Enter the Wu-Tang (36 Chambers)" zrobił duże wrażenie swoją surowym, nowatorskim brzmieniem autorstwa RZA, oraz swoistą "mitologią" grupy, przesyconą nawiązaniami do komiksów i filmów kung-fu. "I know kung fu. Show me.". Mimo, że klan liczył aż 9 członków nie było wątpliwości, że najważniejszą rolę odgrywał właśnie RZA. To on odpowiadał za muzykę i był mózgiem oraz ideologiem kolektywu. Praktycznie dyktatura. "El Presidente smokes cigars, whoever he does not like he shoots or put behind bars".
Kolejnych parę lat RZA spędził w piwnicy (dosłownie!). Większość czasu zajmowała mu produkcja płyt solowych członków Wu-Tang (i skok w bok z Gravediggaz). A w tym gatunku znaczy to coś więcej niż mogło by się wydawać - praktycznie sam stworzył całą muzykę z tych płyt. Nieraz przez parę dni z rzędu nie wychodził ze studia. "Liquid Swords", "Tical" itd, ale wszyscy czekali na JEGO płytę. "First thing you learn is you always gotta wait". A RZA szlifował swoje umiejętności i dłubał nad solowym albumem. Obwieścił nawet jego tytuł : "The Cure".
"Wtem!". Zamiast tego w 1998 roku ukazała się płyta "In Stereo" i to sygnowana nie przez RZA, ale pseudonimem Bobby Digital. Nowe alter-ego w oczywisty sposób nosi piętno przeżutych w młodości komiksów o superbohaterach. Chociaż Bobby Stevenson też tu straszy - nowe wcielenie to nic innego jak projekcja id Diggsa. "What is the Id? Id, Id, Id, Id, Id!" O ile RZA to typ uduchowiony i refleksyjny "Just because the fucker's got a library card doesn't make him Yoda!" Bobby Digital to groteskowo przerysowany, niedojrzały i agresywny osobnik "Hard as iron, sharp as steel". Napędzany popędami nihilista "Ah, that must be exhausting", hedonista "z babami sztuczki znał" megaloman, mitoman "bullsit artist" i mizogin. Jednym słowem "Big Dick Playa". Ale i w niego czasem uderza rzeczywistość – w "Domestic Violence” jesteśmy świadkiem kłótni Bobby'ego z konkubiną. "Bo to zła kobieta była". To ważny utwór bo z rzucanych mimochodem słów możemy się domyślić, że postawa protagonisty jest próbą odreagowania osobistych niepowodzeń.
Również brzmieniowo „In Stereo” odróżnia się od poprzednich dokonań RZA. Jest bardziej wygładzona i przejrzystsza niż jego poprzednie produkcje. Wciąż pojawiają się sample, ale konstrukcja utworów w znacznie mniejszym stopniu jest od nich zależna. Większość podkładów RZA nagrał samodzielnie na klawiszach. Na potrzeby tej płyty zgromadził imponujący zestaw - kilkanaście sztuk - jego prywatna syntetyczna orkiestra. I na płycie dość często słychać imitacje smyczków. Trudno oczekiwać, ze zabrzmi to organicznie, ale na szczęście nie przesadził i płyta nie jest tandetna i nie zalatuje plastikiem. Nie powinno to zbytnio dziwić gdyż jest w jakimś stopniu rozwinięciem jego ewolucji jaką można było śledzić przy okazji kolejnych płyt solowych Wu-Tangowców. Nawijka Bobby'ego nie jest finezyjna, ale porywa swoją frenetyczną energią. Na tle klawiszowych loopów ten potok słów nadaje to utworom dużego impetu. „Strofa być winna taktem, nie wędzidłem”. Są tez gościnne występy większości członków Wu-Tang Clan jak również zaskakująco dużo damskich głosów. Chwile wytchnienia dają utwory o bardziej hm... pościelowym charakterze. Ocierają się chwilami o kicz, ale nie przekraczają tej granicy.
Zaskakująca, ale udana płyta. Podoba mi się, ale trzeba pamiętać, że jest specyficzna nawet jak na ramy swojego gatunku.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: "Unspoken Word", "Domestic Violence".
2. Najgorszy moment: Płyta powinna kończyć się na "Domestic Violence".
3. Analogia z innymi element kultury: "Johnny Mnemonic", "Święty", "Egzorcysta", "Upiór z opery", "Star Trek", "Rodan - ptak śmierci", "Ostatni gwiezdny wojownik", "Czarownice z Eastwick", "Green Hornet", "Donnie Brasco", Kaczor Daffy, "Góra Dantego", "Od zmierzchu do świtu", "Gwiezdne wojny", "Król Lew", "Wielki Joe". Do tego garść nawiązań biblijnych, do filmów kung-fu oraz masa postaci z komiksów: Johnny Blaze, Cyclops, Doc Octopus, Dr. Doom, Dr. Strange, Tony Stark. "Check out the big brain on Brett!"
4. Skojarzenia muzyczne: "Sound of an enormous door slamming in the depths of hell".
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: generalnie imprezowanie.
6. Ciekawostka: "In Stereo" miało oczyścić umysł RZA i przygotować go do ukończenia "The Cure". Zapowiadany od lat album do dziś nie ujrzał światła dziennego. „Nie dialoguj z pokusą, bo przegrasz”.
7. Na dokładkę okładka: Nawiązujący do filmów blackxploatation komiksowy w swej estetyce obraz stworzył legendarny w komiksowym półświatku Bill Sienkiewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz