wtorek, 26 listopada 2013

66. Pippin: Falarek Band, Falarek


Ocena: * * * * ½

Niby Bryl, ale jednak nie Bryl. Bo ani nie komponuje, ani nawet, co dziwi szczególnie, nie gra na gitarze. Tylko śpiewa własne teksty. Za muzykę i komponowanie odpowiadają tu inni, co zresztą sugeruje już nazwa zespołu.
Jestem z tych, co to twierdzą, że Robert Brylewski to najściślejsza czołówka najważniejszych postaci polskiej muzyki rockowej i ciężko mi sobie wyobrazić takich, co twierdzą inaczej. Kryzys, Brygada Kryzys, Armia, Izrael... – a to tylko te najsłynniejsze projekty, ze zliczeniem tych pomniejszych miałby pewnie kłopot i sam Robert. Chłop, oprócz talentu, ma też niesamowity zmysł wyłapywania nowinek, ducha prekursorstwa i wprowadzania na polskie podwórko eksperymentów ze świata. Pewnie znajdą się tacy, co przed nim nad Wisłą grali reggae, punka czy hiphop, ale raczej nie na taką skalę i nie z takim efektem.
Ale w Falarku, jako się rzekło, Brylu tylko śpiewa. Ale co z tego, skoro mimo to (a może właśnie dlatego!), panuje na płycie niepodzielnie. Słuchamy tej transowej, mrocznej muzyki i od razu myślimy: aha, kryzys, problemy z nałogami, ciemny okres w życiu. Do biografii (polecam wywiad – rzekę Rafała Księżyka) pasuje idealnie. Szalony mariaż postpunka z industrialem, mrocznych klawiszy z transowymi riffami gitar, brudnego undergroundu z precyzyjną dyscypliną instrumentalistów. A Brylewski, któremu przecież daleko do bycia wybitnym wokalistą, którego angielszczyzna jest co najmniej zabawna, który nie przykłada się specjalnie do melodii, który nierzadko niechlujnie zawodzi, jest tu prawdziwy i przejmujący do bólu. A ponure, swoiście egzystencjalne, teksty tylko potęgują te wrażenie. „Klepsydry” i „67 mil” na tym polu liderują, ale i innym niewiele brakuje.
Mimo, że Bryl tu tylko śpiewa, być może jest to jego najbardziej osobista i przejmująca płyta. Jedna z tych, które lepiej słuchać, niż analizować i rozkładać na czynniki. Dziękujemy Robercie. Z dumą piszemy pod sztandarem 67 Mil.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: „67 mil”. Albo „Klepsydry”. Albo „Krosses”. Nie wiem.
2. Najgorszy moment: Jak już mam wybierać, to „Jestem jeż”.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Spektrum duchowych poszukiwań wśród różnorakich religii i filozofii.
4. Skojarzenia muzyczne: Wszystko co mroczne i ponure.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Już raz ta płyta była ścieżką dźwiękową – do wejścia w mroczny okres życia Bryla. Wierzymy, że jednorazowo.
6. Ciekawostka: Żeby nie było, że piszę tylko o Brylu: Kazik Staszewski wspominał, że Fala, podczas grania w Kulcie, był zafascynowany głównie Frankiem Zappą i wszystkie grane utwory ciągnął w tymże lub pokrewnym kierunku. W Falarku jednakowoż niewiele Zappy w Zappie.
7. Na dokładkę okładka: Storm Thorgenson?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz