niedziela, 27 października 2013

64. Pippin: Neuma, Weather


Ocena: * * * 3/4


Najpierw był Kobong. Jednych nudził, innych intrygował, dla jeszcze innych zaś – jeden z najlepszych polskich zespołów wszechczasów. Potem stała się Neuma. Neuma pierwotnie była prawdziwym spadkobiercą Kobonga, a to z powodów (trzech) personalnych. Ale po pierwszej płycie doszło do reorganizacji składu i z Kobongowców ostał się w nim tylko gitarzysta Miechowicz. Dołączyli doń muzycy nowi, w tym znany skądinąd Alek Korecki ze swym saksofonem. Kręci Was takie zarysowanie akcji? Że resztki z Kobonga plus Korecki? Nawet jeśli nie, to też posłuchajcie „Weather”.
Znamy stary dobry frazes, że „ciężko opisać tę muzykę” albo że „ciężko się pisze o tych dźwiękach”. Ale uwierzcie, tym razem faktycznie ciężko. Trzeba posłuchać. Trzeba się wsłuchać. Przed Wami niemal godzina prawdziwego transu. Ciężka sekcja rytmiczna, świdrująca gitara i szalejący sobie z boku saksofon, jakby ze szkoły Zorna. A łamańce basowo-perkusyjne przywodzą na myśl Meshuggah czy Mastodon. Znaczy metal progresywny z elementami jazzu? Raz, że dziwacznie takie określenie brzmi, dwa że precz z szufladkami. Grają. Uparcie, bezlitośnie i przed siebie. Niespecjalnie szybko, ale i tak wgniatają w ziemię. Wokalisty w sumie nie mają, bo te chwilowe inklinacje śpiewowe to właściwie kolejny instrument, niemający na celu skutków melodycznych. Tekstów siłą rzeczy też nie ma, więc sam sobie dopowiadaj własne historie lub obrazy do takich tytułów jak „Śmierć Marsjanina”, „Śmierć Wieloryba”, „Cyrulik” czy „Słonie”. A nad tym wszystkim mrok i duszna, gęsta atmosfera.
Żeby nie było totalnej laurki – największy atut płyty jest zarazem jej największą słabością, zależy jak go kto odbierze. Bo wprawdzie niby transowa, duszna, precyzyjna gra, ale z drugiej strony – swoista monotonia, brak melodii, motywy raczej trudne do zapamiętania, ponure zgrzyty. Jedna z tych płyt, w które się wsiąka i słucha bez chłodnej analizy. Kupuje się bez reszty albo zupełnie odrzuca. Dla wytrwałych i wyrafinowanych miłośników trudnych dźwięków, znaczy się. 

Kwestionariusz: 
1. Najlepszy moment: To album nie do rozdzielenia na czynniki pierwsze.
2. Najgorszy moment: Patrz punkt pierwszy.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Wczytaj się w listę tytułów i wymyślaj sam. Literatura science-fiction? Legenda o Latającym Holendrze? Parna Afryka?
4. Skojarzenia muzyczne: Po pierwsze Kobong.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Ciemno. Prawie noc.
6. Ciekawostka: Aktualnym basistą Neumy jest Tomek Grochowalski. Myślę, że może się dobrze wpasować w specyfikę grupy, gdy wspomnę sobie prastary kawałek Closterkellera pod wszystko mówiącym tytułem „Wolfgang na odlocie”.
7. Na dokładkę okładka: Też z dala czuć Kobongiem.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz