Ocena:
**
Gówno.
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Kilka tytułów jest naprawdę śmiesznych. „Your Best Friend Is
You” chociażby. Prawda, że śmieszne?
Natomiast jeśli idzie o samą muzykę, to już niestety wskazanie najlepszego
momentu nie będzie takie łatwe. Dlaczego? Bo go tu zwyczajnie nie ma.
2. Najgorszy moment: Wszystko polega na pewnej umowie pomiędzy nadawcą a
odbiorcą. W tym wypadku pomiędzy mną, a zespołem Anal Cunt. Z tym że ja takiej
umowy nigdy nie podpisywałem. Do rzeczy jednak. Stylistyka eksplorowana przez
A.C. należy do tych najbardziej ekstremalnych. I skłamałbym, gdybym napisał, że
nie lubię metalowych wyziewów na granicy niezrozumiałości. W tym wypadku
zostały jednak połączone dwa wykluczające się (Czyżby? Zastanów się dobrze!)
składniki: metal ekstremalny i debilizm twórców. Prawie pięćdziesiąt miniatur o
łącznej długości nie przekraczającej czterdziestu minut powinno wywołać
dobrotliwy uśmiech zadowolenia. Tak się jednak niestety nie dzieje. Do samej
muzyki właściwie nie można się przyczepić. Ot, zwyczajny bardzo przeciętny
death’owo grindowy wymiot na granicy dwóch gwiazdek z małym hakiem. Do tego
dorzućmy jednak nazwę, tytuły utworów (czy są teksty, niestety nie wiem), szatę
graficzną. Powstałe kombo można zaakceptować w pewnych szczególnych
okolicznościach. Te jednak są teraz całkowicie zwyczajnie, co sprawia, że ja
zespołowi A. C. podziękuję. Podsumowując: ja tego żartu zwyczajnie nie
rozumiem i wcale nie mam na niego ochoty. Zatem dlaczego aż dwie gwiazdki? Bawi mnie to, że kogoś to bawi. I za
to bonusowa gwiazdka. Co za perwersja!
3. Analogia z innymi elementami kultury: Przy założeniu, że ja się na to nie łapię: Wszelakie
przejawy debilizmu, upośledzenia, niedorozwoju, kalectwa i ułomności w sztuce.
Chodzi tu oczywiście o szczególny przypadek: kiedy debil tworzy debilne rzeczy.
4. Skojarzenia muzyczne: Miniatura w muzyce. Muzyka ekstremalna. Głupi i głupszy.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Podczas słuchania odkurzałem. Pasowało.
6. Ciekawostka. 1. Na płycie znajduje się utwór „You’re In Coma”. Wokalista,
nieżyjący już Seth Putnam, wyśpiewał swoją przyszłość. Zdarzyło mu się wejść do
tego „jeziora” i nigdy z niego nie wyjść. 2. Setha można usłyszeć na „The Great
Southern Trendkill” Pantery. Jaki to jest świetny album!
7. Na dokładkę okładka. Zawsze gardziłem grafikami w takim stylu. Chciałbym zapętlić całą moją wypowiedź. I jedno słowo
narzuca się samo: Gówno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz