Ocena: ***
„Towar
tego skurwysyna, przeżeniona… Morfina.” Zaraz, zaraz, o morfinie Apteka nie
śpiewała, nie? Jeśli jednak idzie o nakreślenie terenu, po którym porusza się
australijskie The Cruel Sea parafraza kodymowskiego tekstu jest dla mnie
strzałem w dychę. Morfina! Morphine! Ale dlaczego przeżeniona? Głos wokalisty
lokuje się przecież bardzo blisko ekspresji wokalnej Marka Sandmana. Również nastrój tej
muzyki jest zbliżony do dorobku amerykańskiego tria. I to na tyle, że porównań
do Morphine nie jestem w stanie odegnać od siebie. Chyba nie tylko ja. Ponawiam pytanie: dlaczego
zatem przeżeniona? Kiepski diler? Może nie aż tak, ale towar pierwszej klasy to
niestety nie jest. Luźne, lekko jamowe granie wydaje się pozbawione wciągającej
treści muzycznej, a utwory nie posiadając cech indywidualnych, zlewają się w
jedną całość. Może się podobać, ale szybko dopada mnie jednak znużenie tą muzyką. Ciemna noc, obskurny klub, ale wyrazistości w tym żadnej. Powtarzanie
ogranych patentów przez dłuższy czas sprawia, że Morphine odstawia The Cruel
Sea na kilka długości. Nie ta klasa jednak. Muzycy australijskiej formacji nie
są również na tyle wybitnymi muzykami, by przykuć uwagę słuchacza przez ponad
trzy kwadranse. Kolejny zarzut dotyczy rytmiki, która nie groovi tak jak
powinna. Jałowy bieg. Jasne, że nie brakuje tu świetnych fragmentów. Gitarka
przycina, klawisz ciepło pulsuje, muzyka płynie, niski głos snuje swe
opowieści, ale dosłownie chwilę po starcie nuda zaczyna wyłazić spod tej luźnej
otoczki.
Wiem, przyczepiłem się jak rzep psiego ogona. Morphine i Morphine... I co z tego? W ostatecznym rozrachunku nie
mogę jednak przyznać tej płycie oceny niższej niż trójka. Wszystko jest jak
najbardziej poprawne, są fragmenty, choć jednak częściej ich brak. Ale nawet
pomimo pewnych braków jest w tej płycie jakiś magnetyzm, który nakazuje
przesłuchać płytę do końca. Bezboleśnie. Dobrze, już wystarczy. To co następne?
Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Pierwsze trzy utwory obiecują naprawdę wiele.
2. Najgorszy moment: Ostatnie dwanaście utworów psuje początkowe, bardzo dobre
wrażenie.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Komandor Nicholas John Turney Monsarrat wydał w 1951 roku
powieść zatytułowaną „The Cruel Sea”.
4. Skojarzenia muzyczne: Morphine, ale też i Banyan z ich luźnym podejściem do
muzyki. „Just A Man” kojarzy mi się właśnie z solowym projektem perkusisty
Jane’s Addiction.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: 1. Speluna późno w nocy. Ale taka australijska lub
amerykańska. 2. Można słuchać w pracy. Nikt nie będzie nadstawiał podejrzliwie
ucha.
6. Ciekawostka. Zdarzało im się grywać przed największymi. Tak, The Rolling
Stones bez wątpienia są najwięksi.
7. Na dokładkę okładka. Trójnoga sabaka jednoznacznie budzi skojarzenie z trzecim
długograjem Alice In Chains. Ładna psiuta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz