Ocena: * * * 1/2
Fani industrialnej muzy odwrócą głowę z odrazą i ochrzczą hańbą dla gatunku. Metalowcy rykną, że to jakieś wieśniackie techno, a technofani powiedzą, że zbyt metalowe. Szczerze? Nie jestem w stanie przewidzieć, komu spodoba się ten album. Połączenie techniawy z metalem to przecież nic kontrowersyjnego i nowatorskiego (nawet w 1996r.). Rammstein, Fear Factory? O nie! Po pierwsze chłopaki z Think About Mutation nie grają aż tak ciężko w kwestii gitar, po drugie tutaj pojechali zupełnie po bandzie i pomieszali najbardziej chamski hardcore techno, rave i inny house ze skrzypcami w tle z metalową stylistyką. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że Scooter nagrał płytę z Twoim ulubionym zespołem metalowym. Boisz się?
Powyższe słowa brzmią może dosyć niepoważnie, ale to nie jest jajcarska płyta (poza „4 Steps Ahead”). Klimat jest imprezowy, ale czujesz, że ta impreza jest inna niż wszystkie. Wiesz też, że ta impreza nie skończy się dobrze, a Ty nie jesteś w stanie nic na to poradzić. Numery prą do przodu niczym nakoksowany dres ze stroboskopem w oczach. Solary tańczą z poprzetrącanymi kręgosłupami łamiąc tipsy i kalecząc stopy na potłuczonym szkle. Ktoś rzyga ultrafioletem w kiblu. Poddaj się i tańcz! Grają dla Ciebie didżej Baal i didżej Armagedon…
Absolutny brak wyrafinowania muzycznego „Hellravera” może mylić i sugerować, że jest to próżna muzyczka dla kartofli spod bloku. Z drugiej strony wiem, że wielu słuchaczom ciężko będzie przebić się ponad BARDZO obciachową warstwę muzyczną i banalne skojarzenia z podrygiwaniem na dyskotece za miastem, żeby łyknąć dekadenckiego klimatu tej płyty. Sam nie jestem w stanie słuchać tego albumu zbyt często ze względu na wysoki poziom tandetny. To ryje mózg.
1. Najlepszy moment: Lucky Times
2. Najgorszy moment: Killing Zoe
3. Analogia z innymi elementami kultury: Nawiązania filmowe poprzez „Killing Zoe” (film – tytuł utworu), Jamesa Deana (aktor – w „Warning”) oraz Sergio Corbucciego (reżyser – także w „Warning”).
4. Skojarzenia muzyczne: Die Krupps, Scooter, Kreator
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa: do ostatniej dyskoteki w historii Ziemi.
6. Ciekawostka: W „Lucky Times” pojawiają się słowa „Beat Goes On” oraz „Last night DJ saved my life”. „And the beat goes on” to po pierwsze dość popularny idiom, po drugie tytuł piosenki Sonny’ego i Cher, po trzecie tytuł debiutanckiej płyty Scootera. „Last night DJ saved my life” to tytuł umiarkowanego przeboju raczej mało znanego ejtisowego zespołu dyskotekowego (powiedzmy w stylu Boney M.) o nazwie Indeep.
7. Na dokładkę okładka: Mutant-ryba która dostała w dupę z pięści i wyszło jej paszczą. Tego już nie ogarniam.
Fani industrialnej muzy odwrócą głowę z odrazą i ochrzczą hańbą dla gatunku. Metalowcy rykną, że to jakieś wieśniackie techno, a technofani powiedzą, że zbyt metalowe. Szczerze? Nie jestem w stanie przewidzieć, komu spodoba się ten album. Połączenie techniawy z metalem to przecież nic kontrowersyjnego i nowatorskiego (nawet w 1996r.). Rammstein, Fear Factory? O nie! Po pierwsze chłopaki z Think About Mutation nie grają aż tak ciężko w kwestii gitar, po drugie tutaj pojechali zupełnie po bandzie i pomieszali najbardziej chamski hardcore techno, rave i inny house ze skrzypcami w tle z metalową stylistyką. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że Scooter nagrał płytę z Twoim ulubionym zespołem metalowym. Boisz się?
Powyższe słowa brzmią może dosyć niepoważnie, ale to nie jest jajcarska płyta (poza „4 Steps Ahead”). Klimat jest imprezowy, ale czujesz, że ta impreza jest inna niż wszystkie. Wiesz też, że ta impreza nie skończy się dobrze, a Ty nie jesteś w stanie nic na to poradzić. Numery prą do przodu niczym nakoksowany dres ze stroboskopem w oczach. Solary tańczą z poprzetrącanymi kręgosłupami łamiąc tipsy i kalecząc stopy na potłuczonym szkle. Ktoś rzyga ultrafioletem w kiblu. Poddaj się i tańcz! Grają dla Ciebie didżej Baal i didżej Armagedon…
Absolutny brak wyrafinowania muzycznego „Hellravera” może mylić i sugerować, że jest to próżna muzyczka dla kartofli spod bloku. Z drugiej strony wiem, że wielu słuchaczom ciężko będzie przebić się ponad BARDZO obciachową warstwę muzyczną i banalne skojarzenia z podrygiwaniem na dyskotece za miastem, żeby łyknąć dekadenckiego klimatu tej płyty. Sam nie jestem w stanie słuchać tego albumu zbyt często ze względu na wysoki poziom tandetny. To ryje mózg.
1. Najlepszy moment: Lucky Times
2. Najgorszy moment: Killing Zoe
3. Analogia z innymi elementami kultury: Nawiązania filmowe poprzez „Killing Zoe” (film – tytuł utworu), Jamesa Deana (aktor – w „Warning”) oraz Sergio Corbucciego (reżyser – także w „Warning”).
4. Skojarzenia muzyczne: Die Krupps, Scooter, Kreator
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa: do ostatniej dyskoteki w historii Ziemi.
6. Ciekawostka: W „Lucky Times” pojawiają się słowa „Beat Goes On” oraz „Last night DJ saved my life”. „And the beat goes on” to po pierwsze dość popularny idiom, po drugie tytuł piosenki Sonny’ego i Cher, po trzecie tytuł debiutanckiej płyty Scootera. „Last night DJ saved my life” to tytuł umiarkowanego przeboju raczej mało znanego ejtisowego zespołu dyskotekowego (powiedzmy w stylu Boney M.) o nazwie Indeep.
7. Na dokładkę okładka: Mutant-ryba która dostała w dupę z pięści i wyszło jej paszczą. Tego już nie ogarniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz