wtorek, 19 lipca 2011

06. Azbest: Tomasz Budzyński "Osobliwości"

Tomasz Budzyński - Osobliwości
Ocena: * * * *

Tomasz Budzyński nigdy nie był znany z chodzenia na łatwiznę. Od zawsze lubił zaskakiwać słuchacza i nie inaczej jest tym razem. „Osobliwości” - najnowsza (trzecia już z kolei) płyta solowa oparte są na muzyce napisanej przez Budzyńskiego do przedstawienia teatralnego „Iuvenilium permanens”. Jest to album niewątpliwie wymagająca od słuchacza nieco uwagi lecz ta inwestycja jest jak najbardziej opłacalna.
Niewątpliwym novum w jego muzyce jest to, że utwory zbudowane są wokół loopów. Jednak brzmią one zdecydowanie organicznie, a nawet korzennie. Utwory budowane na tej podstawie skłaniają się ku minimalizmowi lecz nie monotonii. W dodatku jest to materiał bardzo różnorodny, choć na swój sposób spójny. Wyczuwam w tym ducha Kapitana Byczeserce.
W tej muzyce wpływy bliskowschodnie mieszają się z potężnymi acz bujającymi riffami. i innymi dziwnościami. Dla przykładu w „Amor sui” słyszymy nu jazz, a eksperymenty wokalne w „Człowiek nie jest sam” przywodzą na myśl Diamandę Galas. Okazjonalnie na okrasę pojawiają się różne drobne dodatki w rodzaju odgłosów owadów czy dźwięków flippera.
Płyta jest nastrojowa czy nawet nieco mroczna. Jest to jednak przełamywany próbkami niepospolitego poczucia humoru. Wsamplowane tango w „Wio Garbusku” czy „Bestiarium” brzmiące jak imprezka u DJ Moreau nieźle rozładowują atmosferę.
Ostatnie płyty Armii pozwalały się domyślać, że ta płyta będzie brzmieć nieoczekiwanie. Mimo to „Osobliwości” i tak zaskakują. Powstał intrygujący i wyjątkowo brzmiący album. Budzy niczym dobre wino szlachetnieje z wiekiem, a jego muzyka czaruje coraz bogatszym bukietem dźwięków.

Kwestionariusz:

1. Najlepszy moment: dramatyczny „Człowiek nie jest sam”.
2. Najgorszy moment: Ten bit w „Wio garbusku” jest stanowczo zbyt nachalny.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Nawiązanie do „Krótkiej historii czasu„ Stephena Hawkinga.
4. Skojarzenia muzyczne: Choć każdy utwór mi się z czymś kojarzy to jednak nie potrafię płyty jako całości z niczym porównać.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: "Blade Runner" mógłby nieźle pasować.
6. Ciekawostka. Płytę kończą cichnące odgłosy deszczu, jest to oczywiste nawiązanie do „Raining Blood”.
7. Na dokładkę okładka. W pierwszej chwili myślałem, że to omyłkowo postawiona na głowie Wieża Babel Breugla. Bliższe oględziny ujawniły, że to miasto w chmurach jest celowo zbudowane na opak. Pasuje to do płyty.

1 komentarz:

  1. @pilot & Co.

    Jestem w na tyle dogodnej sytuacji, że odsłuch tej płyty nie przywodzi na myśl żadnych poprzednich popełnionych Budzyńskiego. W zasadzie całe to myślenie o niej w kategoriach ciągłego, posuniętego o kolejny etap, rozwoju artysty wydaje mi się retorycznym samplem właśnie. Pasuje bardziej do kogoś, kto właśnie nagrał, drugi, trzeci album i udowodnił, że odkrył nowe patenty na nazwanie nazwanego (przez innych lub siebie samego- wcześniej). Przy takim doświadczeniu, wiadomo, liczy się jak, nie co.
    I tak, wszystkie te nowe tereny, odsłonięte fascynacje, pluralizm środków wyrazu- są dla mnie tym, czym powinny być-jeśli używa ich doświadczony muzyk z ogromnym stażem- skojarzeniem.
    Płyta ta jest dobra właśnie dlatego, że zamiast prowadzić mnie w sobie znanym, nowym, kierunku, daje możliwość rozpoznania tego, co znam skądinąd. Urok komunikacji polega na tym, że jej interlokutorzy porozumiewają się za pomocą sobie znanych symboli. Budzyński poszerzył być może swój repertuar o cale spektrum chwytów, ale są to chwyty dobrze okrzepłe gdzie indziej. Stąd, wszystko co może się tu wydawać nowe- jest idiosynkrazją i wymaga dopowiedzenia "w jego twórczości". bez tego nazwanie tej płyty odkrywczą to chyba jednak nieporozumienie.
    Podchwycę jeszcze co najmniej dwa wątki. Pierwszy to teatralny odnośnik- naprawdę chciałbym, żeby płyta odsłoniła przede mną, w którym momencie może pasować do Iuvenilium permanens. niestety, tego nie robi, czytałem o tym na stronie artysty, ale nadal wydaje mi się to mało prawdopodobne. Jeśli są gdzieś próbki tego, chętnie je rozpoznam.
    Drugie odniesienie dotyczy Trupiej Czaszki. Cynizm to czy nie, najbardziej przekonują mnie te momenty w twórczości Budzyńskiego, gdy teksty nie są jego autorstwa. Nie chodzi o to, czy da się je lubić, czy nie. Pytanie, co da się z nich wyczytać. Rozpoznaję tropy i chwyty i jednocześnie odkrywam stojącą za nimi (nie zawsze) pustkę. Nigdy nie zawierzam idiomom, które z racji podniosłości desygnatu, odsuwają od siebie pytania o znaczenie: nie wiem czym jest "mała śmierć", nie wiem, czym jest dla autora Mordopolis. Nie proszę oczywiście o definicję, ale o przedstawienie emocji z nimi związanych. Im łagodniejszy ton, tym trudniej jest mi zgodzić się na takie retoryczne chwyty.
    Raz jeden na tym albumie udało się to autorowi w pełni- w przypadku Człowiek nie jest sam. Tak dla mnie mógłby brzmieć kolejny album formacji TP. W Człowiek nie jest sam zatańczyły mi w oczach szkieleciki, poczułem skowyt, Becketta, żarliwość chcącego zachować wiarę. Nagranie płyty, która konsekwentnie rozwinęła takie emocje (z ducha Le Goffa i Huyzingi) byłoby czymś, czego naprawdę chciałbym doświadczyć. I czego chyba ciągle brakuje tej twórczości.

    OdpowiedzUsuń