niedziela, 22 lutego 2015

90. Basik: Queen, "A Kind of Magic"

Queen - A Kind of Magic

Ocena: * * * 1/2

Osiemdziesiona nie była litościwa dla klasycznego rocka. Długowłosym gwiazdom z ubiegłej dekady albo nie udało się przetrwać, albo też zachować twarzy w obliczu ofensywy syntezatorów, glamu i pośladków George’a Michaela. Nawet tym największym jak David Bowie zdarzyły się nagrać albumy przykre lub bardzo przykre. I dobrze, że tak się stało. Muzycy zrobili miejsce, przewietrzyli środowisko i wrócili (lub nie) w latach 90 z nowymi siłami. To już oczywiście inna historia.
Dzisiaj zostajemy w tych „okropnych” latach 80. Przypadku Queen ‘80 nie da się generalizować według powyższego wzorca. Owszem nagrali głupawego „Flasha Gordona” i nikczemne „Hot Space”. Ale to właśnie na żałosnym „Hot Space” jest „Under Pressure” a temat z Flasza zna każdy. Gigantyczna część przebojów zespołu pochodzi z epoki osiemdziesiątej. „Radio Gaga”? „I Want it All”? „The Invisible Man”?, „Another One Bites a Dust”?, „I Want to Break Free”? Jeszcze? Jestem w stanie wyobrazić sobie, że wiele osób utożsamia zespół Freddiego bardziej z tamtą dekadą niż latami 70.
Problemem z albumami Queen z czasu syntezatorów jest jeden. Te płyty są po prostu nierówne. Na szczęście w różnych proporcjach. Zdecydowanie bez wstydu obok „The Game” (choć ten stoi jedną nogą w 1979 roku) można polecić „A Kind of Magic”. Ten album wygrywa lata osiemdziesiąte ilością świetnych numerów, z których połowę zna właściwie każdy średniozaawansowany słuchacz radia. Hardrockowy rozpierdalacz - „One Vision”, queenowski hymn - „Friends Will Be Friends”, ballada - „Who Wants to Live Forever” czy utwór tytułowy z chwytliwą, kołyszącą linią basu. Z drugiej strony gdyby przyjrzeć się “A Kind of Magic” szerzej, obcujemy z dziwną mieszanką popu i momentami naprawdę ciężkiego rocka. Syntetyczny „Don’t Loose Your Head” to właściwie jakiś proto-rave a zaraz za nim wjeżdża potężny i kucowaty „Princes of the Universe”. Ja lubię ten rozrzut, ale nie wszystkim to jednak podejdzie. Szczególnie, że produkcja albumu (ten werbel…) jest typowa jak na owe czasy i nie zachęca (choć trzeba przyznać, że remaster na czterdziestolecie jest całkiem soczysty).
„A Kind Of Magic” to taka mieszanka „zła koniecznego”, kompromisu z estetyką lat osiemdziesiątych i dużą dawką bardzo dobrego materiału. O tym, że zespół w okresie wydania płyty był u szczytu formy, popularności i brzmiał zupełnie rockowo najlepiej świadczą bardzo obficie udokumentowane koncerty z legendarnym „Live At Wembley” na czele. Była to ostatnia ich trasa koncertowa, choć nie ostatnie ważne osiągnięcie zespołu.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: „Princes of the Universe”. Jestę kucę.
2. Najgorszy moment: „Pain Is So Close to Pleasure”
3. Analogia z innymi elementami kultury: smażony kurczak w „One Vision”
4. Skojarzenia muzyczne: Moi ulubieni folołersi: Electric Six. (Poza tym Eazy-E).
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: nie wspominam, że „A Kind of Magic” to soundtrack do filmu „Highlander” vel „Nieśmiertelny góral” z Szogunem i Bondem w rolach głównych. Po pierwsze, że film debilny (acz ekstremalnie i niezamierzenie śmieszny!) , po drugie muzyka – poza samplami – kompletnie oderwana od obrazu.
6. Ciekawostka: Christopher Lambert nigdy nie śpiewał w Queen. Generalnie słabo wychodzi mu mówienie, a co dopiero śpiewanie. Adam Lambert za to śpiewa w Queen. Wal się, Brian.
7. Na dokładkę okładka: Postacie z teledysku, który pamiętam mgliście z dzieciństwa. Na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, aby wrzucić tu Kurgana.

1 komentarz:

  1. How to deposit and withdraw at MGM National Harbor - Mapyro
    The MGM National Harbor casino 평택 출장마사지 is located on the beach in 수원 출장안마 the Marina District 사천 출장마사지 of Florida. The casino's location in the Marina District is 오산 출장안마 a 군포 출장안마 popular tourist

    OdpowiedzUsuń