czwartek, 16 października 2014

83. pilot kameleon: Mikołaj Trzaska, Rafał Mazur, Balázs Pándi "Tar & Feathers"

***1/2

Niełatwo napisać kilka zgrabnych słów na temat współczesnej płyty jazzowej. Ostatnio na to terytorium wchodziliśmy przy okazji "On The Corner"Milesa Davisa, czyli 200 lat przed Chrystusem. A tam przecież było prościutko, bo dźwięki z tamtej płyty zakodowane były w mocno rockowym języku.
Po co o tym? Ano dlatego, że z płytą "Tar & Feathers" nagraną przez Mikołaja Trzaskę, Rafała Mazura, Balázsa Pándi nie będzie już tak prosto. Trio jest zanurzone w gęstym free jazzowym graniu. Spokojnie, wszystko się ładnie skleja, bo muzycy wzajemnie się słuchają i pilnują, by nikt nie zniknął za horyzontem. Skleja się też dlatego, że ich granie jest tak gęste, że wszystkie cząstki są do siebie bardzo mocno przytulone. O jakichkolwiek prześwitach nie ma mowy. Oczywiście, w wolniejszych i bardziej lirycznych fragmentach okno się otwiera i wpada trochę powietrza. Częściej jednak z głośnika wylatuje gęste, ciężkie jazzowe polsko-węgierskie ciasto, które spadając na podłogę robi w niej sporej wielkości dziurę. I kto jest za to odpowiedzialny? Przede wszystkim sekcja. Świetny akustyczny bas, którego pochody, choć fragmentami szalone, to jednak są bardzo przemyślane. Bębny są gęste, czasem nawet zahaczające o jakieś rockowe tereny. Dominuje mocne i zdecydowane uderzenie. Tak właśnie urabia się ciasto o konsystencji gliny. A Trzaska? Ten charakterystyczny styl jest rozpoznawalny po ledwie kilku dźwiękach. Ugniata on od góry owo ciasto, kondensuje je na innej płaszczyźnie. Wspaniałość. No i nazwisko... Trzaska. Nie ma lepszego nazwiska dla saksofonisty.
Końcowa nota wychodzi zgrabna, ale nie można mówić o euforii. Dlaczego? W wydaniu koncertowym to z pewnością roznosi słuchacza. W wydaniu płytowych staje się nieco monotonne, nie daje punktu zaczepienia. I to też może się podobać, ale ja obrywam za to pół gwiazdki. Nie zmienia to jednak faktu, że album należy zagrać, bo to zdrowe i odświeżające granie.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Gęstość muzyki.
2. Najgorszy moment: W tej gęstości brak miejsc, gdzie coś mogłoby się wytrącić.
3. Analogia z innymi elementami kultury: Szkoda, że nie kumasz jazzu.
4. Skojarzenia muzyczne: Pomimo lewitacji w kierunku free to wszystko ma dla mnie tutaj posmak szalonego rocka.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Miliardowa kolaboracja jazzowa.
6. Ciekawostka: Następna mila to też będzie jazz. Cieszycie się?
7. Na dokładkę okładka: Uświadomiłem sobie teraz, że obcuję z płytą tylko i wyłącznie w formacie cyfrowym. Nie mam pojęcia jak wygląda projekt graficzny, co jest na kopercie, co w środku. Jednak te dzisiejsze czasy, pomimo wielu atutów, sprawiają, że działania artysty są odbierane fragmentarycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz