I - ***1/4
II - * i 1/2
Dobra, po chwili wątpliwości dochodzę do wniosku, że to jednak mocny strzał do
recki. Wiadomo, że należałoby raczej tłuc i kopać ile wlezie,
ale... nie da się ^. W każdym razie dotyczy to pierwszej części
tej płyty, czyli tej z piosenkami najbardziej znanymi. Kompozycje
zrośnięte z człowiekiem od dawien dawna. Trudno wyplenić, trudno
popatrzeć w lustro i powiedzieć, że to jest grówno, którego
tykać nie wolno. Bo nie jest. O ile tandem Borysewicz Panasewicz
wzbudza we mnie obrzydzenie, do czego przyczyniła się lwia część
dorobku formacji LP, ale przede wszystkim buraczana aura, jaką wokół
siebie roztaczają, o tyle warunkowo akceptuję debiut, omawiany tu
filmowy materiał i handmejdowy debeściak [udostępnię ci listę,
jak przelejesz mi 100 złotych na konto]. Każdy w życiu ma jakąś
wstydliwą fascynację muzyczną. Każdy!
Jakby nie było, "O
dwóch takich..." to kopalnia hitów, która zabarykadowała się
w głowie lata temu, nawet nie wiedząc, skąd. Nie przeszkadza
wiadoma stylistyka przeładowana chorusami i innymi napowietrzaczami
dźwięku, nie bolą teksty, które powinny boleć. Jednym słowem,
czym Bartosza nasycisz za młodu, tym na starość trąci. Nośność
"Marchewkowego pola", czy "Dwuosobowej bandy"
czesze zawsze. Wszystko jest tu przepełnione osiemdziesioną,
syntetykiem, czasem Markiem Knopflerem i The Police, zawsze Borysem
(oddajmy mu to, co jego), ale to nie boli tak jak powinno. Nie boli,
bo ma pewien urok i powab. Dobrej piosenki nie da się nie lubić, a
większość z nich jest tutaj co najmniej bardzo dobra. Szkoda
tylko, że ten poziom nie jest utrzymany przez całą długość, bo
wtedy można byłoby mówić nawet o jakiejś czwóreczce...
Teraz pora na drugi dysk,
co to w wydaniu kompaktowym jest razem z częścią pierwszą. I tu
już pojawiają się problemy. Słabiutko, kiepsko. W filmie (sam
film się nie bronił) takie ilustracyjne plamy dawały radę, bez
obrazu trudno się tego słucha. Krótkie kompozycje, bez pomysłu,
bez zęba, bez niczego, co sprawiłoby, że zostaną w głowie na
dłużej. Lepiej pić browary w tym czasie i słuchać Boba Dylana z
wczesnych płyt.
Podsumowując:
- film nie nadaje się do oglądania,
- pierwsza płyta z muzyką może być rekomendowana w szczególnych przypadkach, dla mnie mocne ***,
- druga płyta z muzyką powinna zostać wykasowana z wszelkich nośników na zawsze, czyli takie * z plusem.
^ Znajomi, koledzy,
koleżanki, nie skreślajcie mnie za to, że lubię ten album.
Kwestionariusz:
1.
Najlepszy moment: Przy pisaniu
tej recenzji piję portera. Jest pyszny!
2.
Najgorszy moment: Kto widział film ręka w górę? Komu się
podobało noga w górę? Nie wiedzę. Dziękuję.
3. Analogia
z innymi elementami kultury: Anal
ogia z domem kultury.
4.
Skojarzenia muzyczne: Jak
ich nie lubię, tak rozpoznawalności im nie zabiorę.
5. Pasuje
jako ścieżka dźwiękowa do: Do historii o tym, jak zespół
Lady Pank zniszczył w Polsce komunizm.
6.
Ciekawostka: Znam super
historię o zespole Lady Pank, którą opowiedział mi Basik, bo miał
kiedyś przyjemność (ROR) supportować ten zespół. Niestety
obiecałem mu, że pary z ust nie puszczę. Jakby co, piszcie do
niego.
7. Na
dokładkę okładka: Zamek jak
z Hammera albo Amicusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz