wtorek, 23 września 2014

81. Azbest: "Does Humor Belong in Music?"

Charles Mingus "The Clown" (z płyty "The Clown")
Mingusowi udała się duża sztuka. Bo jak inaczej można nazwać wykorzystanie (skrajnie wzrokowego jakby się mogło wydawać) humor slapstickowego w muzyce. Pozornie nie przystaje do tego medium, a jednak udało sie i mozemy napawać się cudzym nieszczęściem.

Screamin' Jay Hawkins "I Put a Spell On You"
Można by złośliwie stwierdzić, że to wykonawca jednego szlagieru. I choć nie do końca to sprawiedliwe, to bliskie prawdy. Ale nie można mu odmówić nowatorstwa, wizjonerstwa wręcz, w kreowaniu swojego wizerunku. Jego koncerty przypominały krzyżówkę cyrku i rytuału voo doo. Hawkins rozpoczynał koncert wyskakując z trumny, otaczał się rekwizytami w postaci czaszek czy plastikowych węży. Wił się po scenie, wrzeszczał, wył i skrzeczał. Krótko mówiąc, ubaw po pachy.

Beatles "Back in the USSR" (z płyty "The Beatles")
Beatlesowska odpowiedź na "Back in the USA" Chucka Berry i "California Girls" The Beach Boys. Nie tylko świetny pastisz oryginałów, ale i świetna piosenka. Dodam jeszcze tylko, że dorzucenie linijki "Georgia on my mind" to dla mnie przejaw autentycznego geniuszu. Pękam ze śmiechu za każdym razem gdy to słyszę.

Warren Zevon "Werewolves of London" (z płyty "Excitable Boy")
I znów pogranicze humoru i korroru - groteska wymieszana z grozą. Po Londynie grasuje wilkołak. Wilkołak światowiec - obyty, wytworny i szykowny. Wciąz jednak brutalny i krwiożerczy - bez wahania może wyrwać ci płuca.

Lou Reed "Walk on the Wild Side" (z płyty "Live: Take No Prisoners")
Cała ta koncertówka to jeden wielki żart. I to głównie kosztem słuchacza. Bogu ducha winne pospólstwo przyszło posłuchać piosenek. Zamiast tego mogą obserwować jak naspeedowany Lou wygłasza swe sardoniczne monologi. Fuck "Radio Ethiopia". I'm Radio Brooklyn. Obraża wszystkich wkoło, z pasją i inwencją. Narzeka na krytyków, fanów, ceny narkotyków. W przerwach zdarza mu się jednak coś zaśpiewać. Akurat nie w "Walk on the Wild Side". Zamiast tego otrzymujemy mizantropijna tyradę o kulisach powstania utworu. Lou jakiego kochamy. Sto lat Lou.

NoMeansNo "Dad" (z płyty "Sex Mad")
Jest się z czego pośmiać? Zobaczmy - przemoc w rodzinie, przemoc w rodzinie... O! Jeszcze trochę przemocy w rodzinie. Gwałt, kazirodztwo... Tak sobie. Ale życie nagradza cierpliwych. W ostatnim wersie główny bohater "poważnie rozważa opuszczenie domu".

Minutemen "Political Song for Michael Jackson to Sing" (z płyty "Double Nickels on the Dime")
1984. Pomysł, że gładki i (już wówczas) plastikowy Jackson mógłby zaśpiewać piosenkę zaangażowaną politycznie jest przezabawny choć absurdalny. I Mike Watt musiał zdawać sobie z tego sprawę - w utworze padają autoironiczne słowa  "I must look like a dork". A najzabawniejsze, że  koniec końców Jacko jednak nie nagrał tej piosenki.
Film dokumentalny z trasy koncertowej tuzów hard rocka. Tak jakby... Rockowy etos podkręcony do 11. Wszystkie grzeszki rocka ukazane w krzywym zwierciadle. Wielu rockmanów twierdziło, że film doskonale oddaje rzeczywistość. Choć paradoksalnie sam zespół jest fikcyjny.

Stormtroopers of Death "Ballad of Jimi H." (z płyty "Speak English or Die")
W tym kawałku S.O.D. szargają jedną z rockowych świętości. S.O.D. byli znani ze swych ciętych riffów oraz czarnego, politycznie niepoprawnego humoru. Ich poczucie humor okazało się dla niektórych na tyle niezrozumiałe, że brano ich teksty dosłownie. Co doprowadziło do tego, że zespół składający się w połowie z żydów został uznany za skrajnie prawicowy.

Wesley Willis "Rock'n'Roll MacDonalds" (z płyty "Greatest Hits")
Humor skrajnie pojechany. Twórczość Willisa to głównie bliźniaczo brzmiące kawałki (jesli można tak nazwać fabryczny akompaniament z klawisza) z absurdalnymi tekstami. A to podmiot liryczny klepie michę Spider-manowi, a to pomiata Batmanem. Albo dla odmiany obrywa od nich. Jest też cała seria piosenek o różnych obliczach miłości - robienie laski gepardowi, psu, lamie, karibu itd. "Rock over London, rock on, Chicago".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz