środa, 15 maja 2013

53. Azbest, Ego "Światowid"

Ego - Światowid
Ocena: * * * *

Na początku muszę ostrzec, że tytuł płyty jest mylący. "Światowid" to nie pogański metal z tajemniczych gęstwin prasłowiańskich lasów Pomorza. To zarazem debiut i łabędzi śpiew tego ciekawego, ale dziś jakby już zapomnianego zespołu (dziś Wodecki jest na fali i tak dali). A zawartość płyty to rockowe granie o szerokim spektrum działania. Znalazło się miejsce zarówno dla napierdalatoryjnie zriffowanych, uderzających z siłą orkanu czadziorów, melodyjnych piosenek z refrenem rozwichrzonym przez wiatr od morza, jak i refleksyjnych zwiewności ocierających się o małżowinę niczym szum fal.
Nie ma wątpliwości, że pod względem muzyki punktem wyjścia dla Ego była amerykańska tzw. alternatywa. Nie ma jednak mowy o jakimś zrzynaniu, to raczej kwestia skojarzenia. A że skojarzeń pojawia się dużo można się pokusić o delikatne zarzucenie im oryginalności. Z bliższych geograficznie grup można porównać Ego do środkowej Apteki i wczesnej Ścianki, czy też co bardziej zrockowiaciałych składów Tymańskiego. Może słychać też trochę Ewy Braun (zespołu, nie oblubienicy Honeckera). A nad całością unosi się zdecydowanie „trójmiejska” atmosfera – trochę leniwego luzu, trochę nerwowości.
Struktury utworów, raczej tradycyjne, ale bez przesady. Ważniejszy jest nastrój oraz styl gry. Gitara fajnie brzmi wydając z siebie dźwięki od zwiewnego pobrzękiwania aż po ciężki, dosadne (nie mylić z topornymi – to nie Pantera) riffy. Niemniej znacznie ciekawiej wypada sekcja rytmiczna, a zwłaszcza niebanalnie grająca perkusja – trudno uniknąć porównania ze Stanierem. Na dobrą sprawę tak mógłby zabrzmieć Helmet na „Aftertaste” gdyby złapali więcej luzu i melodii i nie zaczęli przynudzać. Tekstowo też interesujaco – odrobina przyziemnej codzienności, odrobina rozmarzenia, odrobina „wild side” (np. otwierający płytę "Polska złota" zaczyna się dość niewinne by zboczyć w okolice "Sister Ray").
Dziś "Światowid" nie robi już takiego wrażenia jakie mógł robić półtorej dekady (Już?! Ależ zleciało.) temu, ale wciąż wciąga i cieszy zmysły. Wielka szkoda, że zespołowi nie udało się przebić. Niby później coś kombinowali – Czan, Mordy. Nawet jakieś Kobiety się przydarzyły, ale wszystko to już plasowało się o klasę niżej niż ich macierzysty zespół.

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: Podsycona ćwiartką dżinu refleksja, że gdybym rzucił pracę miałbym wakacje nad morzem przez cały rok.
2. Najgorszy moment: "Tomek czeka", "Ciasno, bosko" - żartobliwe acz męczące i nic nie wnoszące miniaturki.
3. Analogia z innymi element kultury: „Falowiec” rozmarzony, ale mieszkańcom blokowisk jednak kojarzy się zupełnie inaczej. Nawet jeśli nigdy nie mieli okazji stać w cieniu prawdziwego falowca (polecam – daje do myślenia).
4. Skojarzenia muzyczne: Jak można wywnioskować z powyższego tekstu, gdyby postawić na półce miedzy Apteką i Ścianką to będzie pasować nie tylko alfabetycznie.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: Spacer po Gdyni
6. Ciekawostka: Płytę produkował sam Roman Dmowski!
7. Na dokładkę okładka: Cztery głowy! Cztery ręce to Kali i Goro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz