„Slience is sexy, Silence’s not sexy at all”. Blixa mruczy pod nosem I nie może się zdecydować. My zdecydowaliśmy się poszukać również innych aspektów tego niedocenionego instrumentu jakim jest cisza. Tych poważnych, refleksyjnych ale też lekkich i humorystycznych. Z jednej strony cisza niesie w sobie absolutną dowolność interpretacji. Z drugiej, umieszczona w odpowiednim kontekście staje się określona. Nie dziwię się, że Blixa się waha.
P.S. Jest to lista wiosenna więc rozpocznę ją odpowiednią pozycją.
Tuż
przed zakończeniem utworu muzyka milknie na sekundę. To moment śmierci
Wybranej, gdy wyczerpana rytualnym tańcem pada i ofiarowuje się Ziemi.
Bez ciszy nie byłoby tej opowieści i nie byłoby wiosny.
Czym się różni łasica od odkurzacza? Na to pytanie odpowie Wam tytułowy utwór wieńczący tą doskonałą płytę Franka Zappy. Temu uroczemu wykonaniu koncertowemu z jednej strony blisko do ciszy i nic nie znaczącego szumu a z drugiej do hałaśliwych freejazzowych odlotów.
Świat powstaje z ciszy. Ciszy torturowanej i maltretowanej wszechpotężnym chaosem. Próbuje walczyć i stawiać opór groźnym i nieokiełznanym mocom. Ten porażający utwór umieszcza ciszę, jako porządek naprzeciwko morderczej sile bezładu.
Skutki
nadinterpretacji milczenia bywają katastrofalne. Jeśli nie wierzycie,
posłuchajcie. O doskonałym poczuciu humoru zespołu niech świadczy to, ze
utwór trafił nawet na oficjalną składankę pt. „The Least Worst Of”.
Utwór otwierają agresywne, nieregularne uderzenia bębna. Niczym uderzenia młotem, uwalniają powolna lawinę dźwięków, której drgania najpierw się wyczuwa a dopiero później świadomie słyszy.
Co
znajduje się na końcu każdego utworu? Oczywiście cisza. W przypadku
tego numeru nawet wielokrotnie. Kyuss zaprasza do gry pt. „Zgadnij czy
skończyliśmy?”
Obecność
FF na liście, której głównym tematem jest cisza może wydawać się komuś
przewrotne. Rozpoznawalny styl zespołu, mechaniczny, precyzyjny opiera
się jednak w tym samym stopniu na potężnych punktowych uderzeniach co na
ciszy pomiędzy nimi. Ciszy pomiędzy kolejnymi powtarzającymi cyklami
pracy maszyny. Ciszy w czasie, której tłok wraca na swoje miejsce a młot
podnosi się.
Stargate
to milczenie kosmosu słuchane przez radio, a bardziej szczegółowo –
kilkanaście minut nagrań impulsów radiowych pochodzących ze zmian na
powierzchni słońca (tzw. Solar Radio Emission). W tej kosmicznej ciszy
(hałasie) jest coś absolutnie tajemniczego i hipnotyzującego.
„Dobry
wieczór. Zapraszamy na piętnastominutową przerwę!” - tak oto rozpoczyna
się siódmy utwór na płycie a potem następuje… zapowiadania przerwa
(choć skrócona o połowę). Rozbawia mnie to za każdym razem.
Chyba
wszyscy są zaznajomieni z idiomem „cisza przed burzą”. Jeśli chodzi o
Neurosis to jest właściwie cisza przed tornadem. Więcej nie trzeba
dodawać, tylko posłuchać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz