wtorek, 16 kwietnia 2013

51. Azbest, Mudhoney "Vanishing Point"

Mudhoney - Vanishing Point
 Ocena: * * * 3/4

Nawet się nie starają. Na pierwszy rzut ucha kolejna w tym roku (lekko) rozczarowująca płyta znanych i uznanych. Nie da się jednak uniknąć refleksji, że przecież przez ćwierć wieku nie robili nic innego. No bo spróbujmy wyobrazić sobie taką sytuację - Steve Turner wyraźnie podekscytowany wpada na próbę i rozentuzjazmowany ogłasza "Panowie - teraz nagramy przełomową płytę!". A wyobraźnia podpowiada, że reszta w odpowiedzi wybuchem szyderczego śmiechu i gratuluje mu poczucia humoru. Taki to zespół i był czas przywyknąć. Nie kto inny jak sam Arm w jednym wywiadów radził "Im mniej stawiacie sobie celów tym mniej czeka was rozczarowań".
Na "The Vanishing Point" Mudhoney graja po swojemu to co zawsze grali. Kolejna brudna, bezpretensjonalna, leniwa, niechlujna, wyluzowana płyta. Słychać to na każdym kroku - nawet w tekstach. Przecież singlowy "I Like It Small" to wręcz manifest mudhoneyowskiego minimalizmu i mamtogdziesizmu. Oczywiście zespół ciągnie ten wózek tak długo, że mimo woli musieli się trochę rozwinąć i dojrzeć. Ale właśnie - „trochę”. To nie Pearl Jam. Okopali się na swoich pozycjach i mimo delikatnych, ewolucyjnych zmian wytrwale kontynuują swoją misję. Wciąż ich muzykę czuć garażem, wciąż unosi się punkowy duch. Brzmią tak jak przyzwyczajali nas przez ostania dekadę.
Nowy album jest co prawda słabszy niż "The Lucky Ones", ale za to lepszy niż "Under a Billion Suns". Nie rzucił mną o glebę, ale jak to u Mudhoney słuchałem z zadowoleniem. Tylko czy za 10 lat o tej płycie będzie pamiętał ktoś oprócz fanów zespołu? Nawet się nie starają. Czy będziesz bluźnić, czy dziękować prosto w niebo?

Kwestionariusz:
1. Najlepszy moment: "I Like It Small"
2. Najgorszy moment: "In This Rubber Tomb" najmniej fajny.
3. Analogia z innymi element kultury: Arm przywołuje GG Allina, Billy Prestona, mamy też mrugnięcie w stronę Hendrixa. Ponadto już sam tytuł to nawiązanie. "Vanishing Point" to przecież tytuł wczesnego (1997) filmu Viggo Mortensena.
4. Skojarzenia muzyczne: Zdecydowanie Mudhoney, ale w "I Don't Remember You" bezwstydnie zżynają ze Ścianki. Jak nic chcą ich sprowokować do wydania płyty.
5. Pasuje jako ścieżka dźwiękowa do: układanie akt (o dziwo).
6. Ciekawostka: Niebawem nowe Melvins gdzie Arm udziela się w "Set It On Fire”. Swego czasu Mudhoney grali "We Had Love" - inny kawałek Scientists (lider zespołu Kim Salmon w połowie lat osiemdziesiątych określał swoją muzykę jako... grunge)
7. Na dokładkę okładka: Tutaj coś nowego - ruiny syryjskiego miasta Apamea, w 1152 roku zniszczonego przez trzęsienie ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz