czwartek, 30 czerwca 2011

05. Azbest: Jakszyk, Fripp and Collins, "A Scarcity of Miracles"

Jakko Jakszyk, Robert Fripp & Mel Collins - A Scarcity of Miracles - A King Crimson ProjeKct
Ocena: * 1/2

Robert Fripp w przerwie między wydawaniem archiwaliów King Crimson a odkładaniem na bliżej nieokreśloną przyszłość nowego album King Crimson zmontował nowy (siódmy z kolei) ProjeKCt. Oprócz niego w składzie znaleźli się Jakko M. Jakszyk i Mel Collins. Na płycie "A Scarcity of Miracles" rolę sekcji rytmicznej grają Tony Levin i Gavin Harrison.
O ile poprzednie projeKCty skupiały się na improwizowanej, nierzadko dość trudnej muzyce, ten miał być zupełnie czymś zupełnie świeżym. W zamierzeniach miał grać łagodniejszą, łatwą w odbiorze muzykę. Pomysł był nawet intrygujący. Opierająca się na podobnym pomyśle współpraca Frippa z Davidem Sylvianem dała niezłe rezultaty. A tu wykonanie skrzeczy.
Kompozycje niczym się nie wyróżniają, brak w nich czegokolwiek co mogłoby przykuć uwagę słuchacza. W dodatku szukanie w nich ładnych melodii to strata czasu – nie znajdziemy tu takowych. Nie ma co liczyć na cudy. Otrzymujemy porcję banalnej muzyki mającej wpadać jednym uchem i wypadać drugim, nie czyniąc po drodze żadnych szkód. Ot dźwiękowa tapeta.
O stanowiących sedno płyty soundscapes Frippa trudno powiedzieć coś więcej niż to, że brzmią standardowo. Całkiem nieźle wypadają Levin i Harrison. Graja bez fajerwerków, ale porządnie. Szkoda tylko, że potraktowani są tak marginalnie, bo są najjaśniejszym punktem płyty. Jakszyk jako wokalista nie poprawia w żaden sposób sytuacji. Jego głos nie jest specjalnie zajmujący. I zbyt często używa go do pretensjonalnego zawodzenia.
Ale nie to jest jeszcze najgorsze. Dzieła zniszczenia dopełniają partie Mela Collinsa. Są sztampowe, miękkie, mdłe i przesłodzone. Po prostu koszmarne. Nie ma w nich choćby śladu uczucia czy jakiejkolwiek inwencji. Partie saksofonu brzmiący niczym żywcem wyjęte z "The Best of Smooth Jazz vol.67". Abominacja!
Mamy tu do czynienia z bezczelną próbą sprzedaży miałkiej muzyczki pod płaszczykiem ambitnego produktu. Propozycja w sam raz dla dawnych fanów King Crimson z aspiracjami, ale brakiem chęci do zmierzenia się z czymś trudniejszym. Tyle tylko, że ta płyta może i jest lekka i łatwa, ale na pewno nie przyjemna. Pseudo-progresywny muzak.

Kwestionariusz:
Najlepszy moment: Błoga świadomość, że nie będę już musiał słuchać tej płyty.
Najgorszy moment: Dowolny przejaw obecności Mela Collinsa.
Analogia z innymi elementami kultury: Buahahaha.
Skojarzenia muzyczne: Ostatnio słyszałem coś podobnego w windzie.
Kontekst. Najwidoczniej mam zbyt ograniczoną wyobraźnie by Nie mam pomysłu do czego może pasować ta muzyka.
Ciekawostka. Swego czasu czytałem w "Skandalach", ze na Syberii produkują bimber z moczu cukrzyków.
Na dokładkę okładka. Nader zręczna imitacja oKCładek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz