sobota, 16 kwietnia 2011

01. Azbest: Budka Suflera, Cień wielkiej góry

Budka Suflera - Cień wielkiej góry
***1/2

Zaskoczyła mnie a ta płyta. W dodatku pozytywnie zaskoczyła. Budka Suflera zawsze kojarzyła mi się z tym nieszczęsnym tangiem i późniejszymi żałosnym próbami powtórzenia wyczynu nie do powtórzenia (Cug na scenie w Opolu odziany w marynarę wyszywana cekinami – może się przyśnić). Siła rzeczy patrzyłem na nich z tej perspektywy i po „Cień wielkiej góry” sięgałem z niepokojem. Na szczęście więcej było strachu niż bólu – całkiem przyzwoity materiał.
Na płycie dominuje podniosła, epicka muzyka – generalnie mają rozmach skurwisyny. Z tymi zalatującymi Black Sabbath riffami nie tak daleko im do heavy metalu. Gdyby podkręcili do 11 mogliby pościgać się z Manowar. Na szczęście jest na płycie znacznie więcej. Słysze w tej muzyce przyjemne, choć nienachalne podobieństwa do King Crimson. Głównie do tej „nadętej” wersji, ale znajdzie się też kilka fragmentów przypominających coś ze „Starless and Bible Black” np. w „Lubię ten stary obraz” (a początek jakby podebrany z Popol Vuh).
Wykonawczo jest zupełnie w porządku (ale solówki często robią się przykre). Kompozycje też trzymają poziom, a utwór tytułowy jest naprawdę dobry. Gorzej jest z „Szalonym koniem”. Zajmuje pół płyty, a trudno przez niego przebrnąć. Brakuje jakiejś myśli przewodniej, a to mieszanie trochę na siłę. Najsłabszym ogniwem jest Cugowski. Głos ma mocny, ale niestety chwilami zanadto folguje sobie wokalnie. Zbytnio szarżuje, a wtedy robi się strasznie.
Dodatki to więcej tego samego, ale przynajmniej o klasę niżej. Brakuje w nich ciężaru albo chociaż dobrego pomysłu.
Okazuje się, że Budka Suflera miała wtedy spory potencjał. Po latach mogli być zapomnianymi prekursorami heavy metalu, albo niedocenionymi klasykami rocka progresywnego.

Kwestonariusz:
1. Najlepszy moment: sam początek płyty.

2. Najgorszy moment: solówki gitarowe/zawodzenia Cugowskiego.

3. Analogia z innymi elementami kultury: Płyta mocno zalatuje Norwidem, zespół nawet umieścił go w tytule jednego z utworów (swoją drogą jest to ciekawe nawiązanie do „Bema pamięci żałobnego rapsodu”).

4. Skojarzenia muzyczne: Starless and Bible Black Sabbath.

5. Pasuje jako soundtrack do: ta muzyka świetnie by pasowała do scen batalistycznych – np. jakaś szarża kawalerii w zwolnionym tempie. Gdyby ktoś chciał nakręcić „Potop 2” będzie jak znalazł.

6. Ciekawostka: w nagraniu płyty brał udział Czesław Niemen. Niedługo – ze studia wyrzucił go producent.

7. Na dokładkę okładka: Zaskakuje ten ascetyzm graficzny okładki – mocno kontrastuje z rozmachem muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz